trupi jad-rw2010, eboki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DAWID JURASZEK
TRUPI JAD
Wydawnictwo RW2010 Poznań 2012
Redakcja techniczna zespół RW2010
Copyright © Dawid Juraszek 2012
Okładka Copyright © Dawid Juraszek 2012
Aby powstała ta książka, nie wycięto ani jednego drzewa.
Dział handlowy:
.pl
Zapraszamy do naszego serwisu:
l
Utwór bezpłatny,
z prawem do kopiowania i powielania, w niezmienionej formie i treści,
bez zgody na czerpanie korzyści majątkowych z jego udostępniania.
 Dawid Juraszek: Trupi jad
RW2010
P
ałac w centrum Kaebongu, przywykły do ceremonialnych gestów i powolnej,
dworskiej muzyki, trząsł się od wrzasku i tupotu. Szamanka wdziała właśnie na
siebie kolejny strój, którego wściekłe barwy gryzły się z gustowną kolorystyką
siedziby władcy miasta, i podjęła dziki taniec. Zawodzenie płynące z jej
krwawiących ust coraz bardziej gniewało Park Sung-hana.
Ale odziany w wytworne jedwabie książę nie dał niczego po sobie poznać.
Siedząc na podwyższeniu, nieomal przytłoczony malowidłem przedstawiającym
gorjońskie wzgórza, cierpliwie znosił kolejne przebieranki i popisy wokalne. Kobieta
padła wreszcie zemdlona na żółty papier ogrzewanej podłogi.
– Co mówią bóstwa? – zapytał Park Sung-han przewodnika szamanki.
Mężczyzna pochylił głowę.
– Przyszłość jest chmurna, panie. Cztery rasy się zetrą i cztery jednostki, ale po
jednej jednostce na każdą rasę nie przypadnie. Pięć woli się zderzy i pięć celów, ale
zmieniać się one będą lub stapiać w jedno. Zginie wielu i wielu przeżyje. Potężni
ulegną potężniejszym. Skończy się dawna moc, ale nie narodzi się nowa. To
przepowiedziały bóstwa…
– I cóż chciały mi przez to powiedzieć? – Przez oblicze Park Sung-hana
przemknął cień.
Opiekun cicho ponaglił sługę, by otarł zakrwawioną twarz szamanki chustą
zmoczoną w orzeźwiającym wywarze z ziół, i spojrzał przepraszająco na znanego z
porywczości księcia.
– Słowa te do ciebie, panie, zostały skierowane. Ty jeden potrafisz je pojąć. Tyle
przekazały bóstwa. Więcej nie chcą przekazać. A może nie mogą.
Park Sung-han zacisnął szczęki. Nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
– A Stary Cmentarz? Czy jego siły zdolne są pomóc? Czy też groźba jest zbyt
wielka?
Mężczyzna znów pochylił głowę.
3
 Dawid Juraszek: Trupi jad
RW2010
– Bóstwa już przemówiły… Wybacz, panie…
Z ulgą opuścił salę i pałac. Słudzy ledwo mogli za nim nadążyć, jeden
podpierający omdlałą szamankę, drugi obarczony tobołem. Było południe. Choćby
zajeździli konie na śmierć, do następnego miasta nie dotrą przed zmrokiem.
Nieważne.
Cokolwiek miały na myśli bóstwa, mężczyzna wiedział swoje.
Z zachodu nadciągała horda Mengutów.
I to najpewniej ich bóstwa okażą się potężniejsze.
***
K
ilkadziesiąt par ócz zlustrowało przybysza wzrokiem, w którym rychło pojawił się
respekt. Bo chociaż ktoś inny w przykrótkiej szacie kąpielowej wyglądałby
komicznie, to na potężnie zbudowanym białoskórym blondynie obcisły strój
uwypuklał węzły mięśni mocarnych przedramion i łydek.
Cairen z godnością, na jaką stać tylko barbarzyńcę, zignorował spojrzenia i
postąpił w głąb dusznej sali, znacząc posadzkę brudnymi śladami. Nie mył się od
tygodni, ale na gorącą kąpiel zdecydował się dopiero, kiedy zawitał do Kaebongu.
Klapnął na drewnianą ławę w rogu i zdjąwszy białą szatę, odziany li tylko we własną
skórę, rozejrzał się po sali.
Wzgórze, którego jaskinie zaadaptowano na saunę geotermalną, z zewnątrz nie
przedstawiało się imponująco. W środku mieściło jednak niezliczone sale i salki,
gdzie Gorjończycy mogli się wygrzać, wykąpać lub zwyczajnie wyspać, a także
pozbyć owłosienia czy martwego naskórka oraz poddać się brutalnemu masażowi,
nade zaś wszystko z lubością zatopić w dyskusjach. Czekając, aż przecinające
posadzkę koryta wypełni woda termalna, siedzieli, leżeli lub przechadzali się nago,
chłonąc promieniujące od wyłożonych jadeitowymi płytkami ścian i takiejże podłogi
4
 Dawid Juraszek: Trupi jad
RW2010
ciepło. Jesień na Półwyspie Gorjońskim nie zachęcała do spacerów na świeżym
powietrzu.
Posadzka parzyła. Cairen wsparł muskularne stopy o drewniany podnóżek. Nad
starożytnym Kaebongiem piętrzyły się niebotyczne Śnieżne Góry, oddzielające
przyłączoną do Imperium Menguckiego Goryo od mroźnych głusz Manczy i Xybelii.
Choćby z samego tego powodu miasto powinno pachnieć modrzewiem. Tymczasem
wystarczył jeden dzień w stolicy gorjońskiej kuchni, by Cairen do szpiku kości
ogonowej przesiąkł wonią czosnku i pikantnej kwaszonej kapusty. Teraz chciał za
wszelką cenę zmyć odór. Nawet jeśli już na drugi dzień po wizycie w najdroższej w
mieście saunie znów będzie się odeń wręcz lepił.
Kiedy wszedł był do sauny i przebrawszy się, ruszył korytarzem do głównej sali,
rzucił okiem w boczne pomieszczenia. Nie czuł w swym dotychczasowym życiu
potrzeby poddania się peelingowi, ale obawiał się, że kilka dni na kaebońskim wikcie
uczyni go podwójnie wyczuwalnym dla dzikiej zwierzyny. Nie wiązał z tym miastem
przyszłości; prędzej czy później je opuści. A wtedy radykalne zabiegi będą
konieczne, by przeżyć w dziczy.
Stuk, bulgot, spod ścian buchnęły białe kłęby, w koryta chlusnęła ciemna woda.
Kolorem, ale i zapachem przypominała ścieki. Salę spowił tuman pary, osłonięte
barwnymi lampionami świece zamigotały. Ruchome cienie zaczęły toczyć mrukliwe
rozmowy, a zwisające ze ścian woreczki suszu roztaczać ziołowo-owocowy aromat.
Cairen poczuł, jak fetor wypływa zeń wraz z trudami wędrówki. Sięgnął po
leżącą obok witkę, przymknął oczy i zaczął smagać miękkimi gałązkami swe potężne
członki.
Kiedy temperatura sięgnęła niemal nieznośnego poziomu, opodal najemnika
usiadła trójka Gorjończyków. Cairen przemierzał ziemie Półwyspu od kilku tygodni i
zdążył podłapać sporo gorjońszczyzny. Pomogły mu w tym słowa pobrzmiewające
jego rodzimym czungijskim, ale i naturalny dryg do języków. Teraz okładał się
5
  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl