Tajne orędzie fatimskie i UFO, RÓŻNOŚCI, Fatima

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Johannes Fiebag
Tajne Orędzie Fatimskie
Co naprawdę stało się w 1917 roku w Portugalii
Z niemieckiego przełożył Marek Strasz
WYDAWNICTWO PROKOP
Świat nie jest absurdalny. Nie jest tak, że umysł nie potrafi go zrozumieć. Przeciwnie: może umysł
ludzki już zrozumiał świat, ale jeszcze o tym nie wie...
L. Pauwels i J. Bergier, “Aufbruch ins dritte Jahrtausend”
Dzieje rodzaju ludzkiego są ciągłą walką pomiędzy ciemnością a światłem. Dlatego kłótnie o
korzyści poznania nie mają .sensu: człowiek chce poznawać. Jeśli przestanie, nie będzie już
człowiekiem.
Fridtjof Nansen
Fatima nie powiedziała światu swego ostatniego słowa. Od pierwszego dnia rozwija się religijna
żarliwość; cud staje się większy, tajemnica się objawia...
Kardynał Cerejeira
Cuda nie zdarzają się w sprzeczności z naturą, lecz w sprzeczności z tym, co nam jest w naturze
znane.
Św. Augustyn
Kto wie, co drzemie za kulisami dziejów?
Fryderyk Schiller, Don Carlos
Przedmowa
W czerwcu 1985 roku byłem w Fatimie. W miesiącach letnich zajmowałem się sprawami
zawodowymi w Hiszpanii, rękopis niniejszej książki był już w zasadzie ukończony, ja zaś
odczułem wewnętrzną potrzebę pojechania do Portugalii, zobaczenia tego kraju, tej miejscowości i
stanięcia choć raz dokładnie w miejscu, gdzie prawie siedemdziesiąt lat temu wszystko się
wydarzyło. Co stało się w 1917 roku w Fatimie? Chodzi mi o to, co stało się naprawdę? Zgodnie z
wersją tradycyjną, oficjalnie uznaną i reprezentowaną przez Kościół katolicki, w Fatimie objawiła
się Matka Boska, tak jak wcześniej objawiała się w Lourdes i w wielu innych miejscach Ziemi.
Krytycy, którzy· z reguły tylko bardzo powierzchownie zajmowali się niezwykle skomplikowaną i
wielowarstwową tematyką objawień maryjnych (lub przynajmniej twierdzą, że się nią zajmowali),
tłumaczą je halucynacjami, zbiorową psychozą oraz jakimiś duchowo-umysłowymi procesami w
ludzkim mózgu, nie odnosząc ich jednak do zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości. Zasadniczo
nie podzielam tych opinii. Jak to często bywa, także i tu niezbędna jest wielostronna obserwacja i
analiza. Być może, niektóre przypadki (jak z Carabandal) da się wyjaśnić w ten sposób, wiele
jednak ma zdecydowanie inną wymowę. Jeżeli jednak objawienia maryjne są rzeczywistymi i nie
urojonymi wytworami fantazji dzieci w okresie dojrzewania lub jeszcze młodszych, to jaka
tajemnica kryje się za tym? Czy jest to rzeczywiście Maria, matka Jezusa, która od stuleci "objawia
się" na całym świecie, głosi na ogół mało konkretne przepowiednie o końcu świata i znika. Już
przed stuleciami takie zjawisko ostrzegało przed rychłym końcem świata - ,kielich wkrótce się
przepełni", a przed 25 laty oznajmiło - "kielich się przepełnił", ale jak dotąd koniec świata nie
nastąpił. Dlaczego w większości przypadków Maria kieruje swoje orędzie do mało wykształconych
dzieci, które rzadko są w stanie zrozumieć, co dzieje się wokół nich i z nimi? Dlaczego
porozumiewanie się "widzących" ze zjawiskiem jest często tak nieefektywne, że dla wyjaśnienia im
sensu i treści posłania konieczna jest większa liczba objawień. Czy nie byłoby rozsądniej przekazać
je rządzącym tym światem, zamiast wybierać drogę okrężną? W dyskusjach o objawieniach często
wysuwa się argument, który na pierwszy rzut oka wydaje się logiczny: jakie jest "naturalne"
wyjaśnienie dla licznych cudownych uzdrowień w Lourdes czy Fatimie, jeżeli Matka Boska tam się
nie objawiła? Jak sądzę, należy sobie wyjaśnić, że w istocie mamy tu do czynienia z dwiema
zupełnie różnymi sprawami. Z jednej strony jest to pojawianie się postaci kobiecej, której zamiarem
z reguły jest przekazanie określonego posłania (chyba że postać jest niema). Uleczenie chorych
nigdy nie jest jej zasadniczym celem. Przeciwnie, nie ma ani jednego znanego przypadku, aby
zjawa - na przykład - pochyliła się nad chorym i go leczyła.
Cudowne uleczenia to zupełnie inna sprawa. Zdarzają się spontanicznie podczas samych objawień
(ale tylko podczas ich serii) lub po objawieniach, tzn. w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca
objawienia. Nie ma jednak żadnego dowodu, ba, nawet poważniejszej poszlaki, że istnieje związek
przyczynowy między nimi a postacią Marii. Nie wiemy, jak właściwie dochodzi do tak zwanego
cudownego uleczenia. Mocna postawa oczekiwania i intensywna nadzieja na cud spowodowały z
pewnością większość uzdrowień. W psychologii fenomen ten znany jest jako self fullfilling
prophecy (samospełniająca się przepowiednia). Inne uzdrowienia mogą być też wywołane przez nie
zbadane dotąd zjawiska, które może wytłumaczyć parapsychologia. Może istnieje coś takiego jak
"pole mentalne", wywoływane przez ogół wiernych w miejscu pielgrzymki tym, że są oni
przekonani o cudach w danym miejscu. Być może takie pola powodujące uzdrowienia istnieją. W
sprawie cudownych uzdrowień jedno nie powinno nas zmylić. Wszystkie wykazywane na
odpowiednich listach uzdrowienia dotyczą takich chorób, jak: gruźlica, ślepota, zapalenie opon
mózgowych, zapalenie opłucnej, paraliż itd. Nie było ani jednego przypadku odrośnięcia
amputowanej nogi czy też odzyskania mowy i słuchu przez głuchoniemego od urodzenia. Skąd ta
selekcja? Gdyby rzeczywiście chodziło o "cuda" w klasycznym rozumieniu, podobny wybór nie
byłby zrozumiały. A więc cuda zdarzają się tylko w określonych, wyznaczonych ramach, tzn. w
chorobach, których uleczenie może być wytłumaczone wspomnianymi przyczynami: wiarą i
oczekiwaniem. Weźmy do ręki Nowy Testament i przeczytajmy z Ewangelii św. Marka. Jezus nie
mówi tam "pomogłem ci" lub "Bóg cię uzdrowił", ale: "Córko, wiara twoja uzdrowiła cię" (Mar. 5,
34) i "Idź, wiara twoja uzdrowiła cię" (Mar. 10, 52). Najdobitniej podkreśla Jezus moc wiary w
Ewangelii św. Mateusza: "Wtedy przystąpili uczniowie do Jezusa na osobności i powiedzieli:
Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić? A On im mówi: Dla niedowiarstwa waszego. Bo
zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to powiedzielibyście tej
górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego dla was nie będzie. Ale ten rodzaj
nie wychodzi inaczej, jak tylko przez modlitwę i post" (Mat. 17. 19-21).
W zasadzie jest to właśnie zjawisko, o którym wcześniej pisałem. Cudowne uleczenia nie są
powodowane działaniem Boga, Jezusa czy Marii, ale tylko i wyłącznie wiarą w te działania.
Spostrzeżenie to uważam za bardzo ważne i godne podkreślenia, bo pomoże nam w obiektywnej
ocenie i w lepszym zrozumieniu wydarzeń zachodzących przed i po objawieniu maryjnym. Jeżeli
więc to nie Maria objawiła się w Fatimie, Lourdes i w innych miejscach, to w takim razie kto lub
co? W książce tej spróbowałem przedstawić całkowicie nową odpowiedź na to pytanie, w tak
szczegółowej i obszernej formie. O ile wiem, istnieją nieliczne krótkie artykuły i wzmianki we
francuskich i angielskich publikacjach (np. B. Vallee The Invisible College), zajmujących się
jednak tym tematem tylko na marginesie. Przyznaję, że proponowane przeze mnie wyjaśnienia
problemu nie tłumaczą wszystkich fenomenów i nie odpowiadają na wszystkie pytania. Ale wierzę,
że jeśli pójdziemy tym tropem, to otrzymamy niezwykły instrument, który pewnego dnia może
okazać się pomocny w poznaniu pełnej prawdy. I właśnie to wydaje mi się
potrzebniejsze dzisiaj niż kiedykolwiek.
Johannes Fiebag Wurzburg, czerwiec 1986
Wstęp
"Kto chce się rozwijać, musi wpierw nauczyć się wątpić, gdyż wątpliwość ducha prowadzi do
odkrycia prawdy."
Arystoteles
Znane są najróżniejsze przepowiednie końca świata. Od biblijnego Objawienia św. Jana, przez
Nostradamusa, aż do licznych proroctw religijnych, pseudoreligijnych lub wypowiedzi
spekulujących na sensacjach proroków, wizjonerów i szarlatanów, przedstawiających różne
domniemane czy urojone apokalipsy. Dziś dochodzą do tego naukowo upiększone czy
umotywowane politycznie histerie czasu zagłady·, widzące Czarnego Piotrusia odpowiedzialnego
za całe zło w· technice, wmawiające pozostałej części ludzkości nieuchronność globalnej śmierci i
nie widzące alternatywy ani dla straszliwego szybkiego końca, ani dla strachu bez końca. W historii
ludzkości przepowiadano już wiele końców świata. Po raz pierwszy, przynajmniej w europejskim
kręgu kulturowym, miała to być noc sylwestrowa 999-1000. Ledwie możemy dziś zrozumieć, co
się wtedy stało. A może po prostu powstał ruch "No-Future". Od wielu lat panował głód i
bezrobocie, w ciężkie zimy brakowało drewna na opał, a najpotrzebniejsze produkty spożywcze
wciąż drożały. Ale nikomu nie chciało się nawet kiwnąć palcem, bo i po co? Czyż w Biblii nie
napisano wyraźnie o walce Michała Archanioła z szatanem: "I pochwycił smoka, węża
starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani i
zamknął ją, i położył nad nim pieczęć, aby już nie zwodził narodów, aż się dopełni owych tysiąc
lat. Potem musi być wypuszczony na krótki czas" (Obj. 20, 2-3). To miało nastąpić. Nikomu chyba
poważnie nie przeszkadzało, że Jezus sam powiedział: "Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani
aniołowie w· niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mar. 13, 32). Kolumny umartwiających się pokutników
rozbiegły· się po Europie, szerząc smutek i przygnębienie (obok dżumy i cholery). Nieliczni, którzy
nie dali się zwariować agonią, obejmującą cały świat zachodni, i starali się zachować rozsądek, nie
byli z pewnością dość silni czy zdolni do walki z tymi bredniami. Pozostało im jedno: przeczekać.
I nadszedł rok 1000 i nic się nie zdarzyło! Rankiem 1 stycznia 1000 roku słońce jak zawsze wzeszło
na wschodzie, nie otworzyły się bramy piekieł, nie zagrzmiały z nieba apokaliptyczne trąby i nie
zostali wskrzeszeni umarli. Życie toczyło się dalej, tak jak dotychczas. Wciąż powtarzały się
podobne, nie tak jednak radykalne zapowiedzi
zagłady świata. Nie jest od nich wolne i nasze stulecie. Ponowne pojawienie się na niebie komety
Halleya w 1910 roku przeraziło pół świata. A kiedy dwaj brytyjscy badacze zapowiedzieli na 1982
rok tzw. "efekt Jowisza", rzadką w Układzie Słonecznym konstelację, gdy większość planet ustawi
się jakby w szeregu, to nawet nasi "oświeceni" współcześni uwierzyli w zbliżające się trzęsienia
ziemi, wybuchy wulkanów. przesunięcia biegunów i wielkie katastrofy klimatyczne.
Następną "podejrzaną" datą był rok 1988, kolejną - jakże inaczej - będzie przełom stulecia. Jednak i
po 1 stycznia 2000 roku słońce będzie dalej wschodzić, nie zobaczymy apokaliptycznych jeźdźców
wymachujących trąbami, a groby się nie otworzą. Mimo przeciwnych twierdzeń określonych
kręgów uważam, że zarówno globalna katastrofa środowiska, jak i trzecia wojna światowa są
nieprawdopodobne. Oczywiście, nie możemy tych niebezpieczeństw bagatelizować czy ignorować,
ale historia pokazała, że w ciągu dziejów człowiek stale potwierdzał swoją umiejętność
rozpoznawania kryzysów, stawiania czoła niebezpieczeństwom i pokonywania przeszkód. Jeśli
jednak zechcemy widzieć wszystko w czarnych barwach, to wcześniej czy później staniemy się
ofiarą własnego pesymizmu: po co się męczyć, jeśli za kilka lat i tak będzie po wszystkim? Jest to
dokładnie takie samo zachowanie, jak zachowanie wyśmiewanych przez nas ludzi z 999 roku.
Tylko, że leżenie z założonymi rękami miałoby w dzisiejszych czasach bardziej katastrofalne
następstwa niż przed tysiącem lat. Ale co mamy myśleć o tych wszystkich proroctwach sprzed
wielu, wielu lat, zapowiadających koniec świata? Jak to jest właściwie z przepowiednią przekazaną
przed siedemdziesięciu laty trójce dzieci w Portugalii przez postać, która "jednak musiała to
wiedzieć", przez Matkę
Boską? Od początku lat sześćdziesiątych znana jest, choć tylko we fragmentach, wersja słynnej
"trzeciej części orędzia", którą przekazano dzieciom z Fatimy w 1917 roku (wrócimy jeszcze do
okoliczności tego posłania i jego zwiastowania). W proroctwie tym, przez wielu uważanym za
autentyczne, powiedziano dosłownie: "Na całą ludzkość przyjdzie wielka kara, jeszcze nie dziś i
nie jutro, ale w drugiej połowie dwudziestego wieku... Nigdzie nie ma porządku. Nawet na
najwyższych szczeblach władzy· panuje szatan i decyduje o wszystkim. Zdoła wniknąć nawet na
najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać umysły· wielkich naukowców, którzy wynajdą
broń zdolną w kilka minut zniszczyć połowę ludzkości! Opanuje przywódców narodów, a oni zlecą
jej produkcję na wielką skalę. Jeśli ludzkość temu się nie sprzeciwi, nie będę mogła powstrzymać
ręki sprawiedliwości mego Syna, Jezusa Chrystusa. Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i
dotkliwiej, niż ukarał ich kiedyś potopem. Ale także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby.
Kościół pogrąży się w mroku, a świat wielce się przerazi. wielka wojna rozpęta się w drugiej
połowie dwudziestego wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z oceanów wyparuje,
piana z sykiem uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi. Miliony, wiele milionów ludzi
zginie z godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie
spojrzeć, będą cierpienia, nędza na całej ziemi i zagłada we wszystkich krajach. Spójrzcie, ten czas
jest coraz bliżej, nieszczęście staje się coraz większe, nie ma żadnego ratunku, dobrzy umrą razem
ze złymi, wielcy z małymi, książęta Kościoła z wiernymi, władcy tego świata ze swymi ludami,
wszędzie zapanuje śmierć, przez błądzących ludzi wychwalana jako triumf i przez pachołków
szatana, który będzie jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje żaden król i
cesarz, żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga Ojca, by ukarać tych,
którzy muszą zostać ukarani. Ale później ci, którzy wszystko przetrwają i pozostaną przy życiu,
wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć Bogu jak kiedyś, gdy świat nie był jeszcze tak
zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych następców mego Syna, Jezusa Chrystusa, wszystkich
prawdziwych chrześcijan i apostołów ostatniego czasu! Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie
nawrócą i to nawrócenie nie nadejdzie z góry od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz
biada, biada, jeśli to nawrócenie nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się wtedy
jeszcze o wiele gorzej! Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku służąc ci pomocą".
Na pierwszy rzut oka brzmi to dość zagadkowo i strasznie. Jeśli te słowa istotnie pochodzą od
jakiejś "boskiej instancji", mielibyśmy wiele powodów do strachu, gdyż oskarżane przez tę postać
stosunki na ziemi od tej pory niewiele się poprawiły, lecz raczej przeciwnie: pogorszyły. Innymi
słowy, katastrofy, ostateczna apokalipsa i Sąd Ostateczny zdarzałyby się zapewne co dzień wokół
nas i należałoby się tylko dziwić, że nie zdarzyły się już dawno. Ale czy słowa te są naprawdę
słowami Matki Boskiej? Czy rzeczywiście przekazała je pastereczce Lucii dos Santos? Możemy też
poczekać do końca naszego stulecia i sprawdzić, czy zdarzenia opisane w proroctwie nastąpią.
Wydaje mi się jednak, że i w inny sposób można stwierdzić, czy ten tekst o końcu świata pochodzi
ze źródeł niebiańskich czy też wątpliwych, ziemskich. Nie unikniemy przy tym pytania, czy
proroctwo znane jako "trzecia część orędzia" z Fatimy ma w ogóle cokolwiek wspólnego z
wydarzeniami 1917 roku lub czy autentyczna "trzecia tajemnica" nie zawierała całkiem innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl