Tańcząca z demonami - Darcy Emma, Książki - Literatura piękna, Romanse, nowe harlekiny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
EMMA DARCY
Tańcząca
z demonami
Harlequin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż
Praga • Sydney • Sztokholm • Tokio • Warszawa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kochanie się z Davidem Hartleyem to jakby taniec z de-
monami, największe na świecie cudowne szaleństwo. Nie-
ważne, co będzie potem, mniejsza z tym, jakie będą kon-
sekwencje. Dzika namiętność, pożądanie - temu naprawdę
nie można było się oprzeć.
Chyba nie istniały w życiu Caitlin Ross takie sprawy,
które nie wiązałyby się w żaden sposób z jej cudownym
bożkiem, Davidem Hartleyem. A jeśli nawet były, to tylko
niewielkie i mało ważne. Od czterech miesięcy miała tę
pewność, że ziemia obraca się wokół Davida, jej szefa
i kochanka.
Cztery miesiące temu została mianowana jego osobistą
asystentką. Dodatkowo doszło do tego, i to zupełnie nie-
spodziewanie, stanowisko jego osobistej kochanki. Caitlin
nie powiedziała „nie" po prostu dlatego, że nie dał jej na
to czasu. Została zagarnięta w ten sam sposób, z taką samą
pewnością siebie, z jaką zawsze traktował wszystkie spra-
wy związane z firmą, której był właścicielem.
To było fascynujące.
Parę minut po tym, gdy skończył się dzisiejszy szalony
taniec z Davidem, pierwszy raz od czterech miesięcy, nie-
spodziewanie ogarnął ją bunt.
Doszła nagle do wniosku, że ta znajomość do nicze-
go nie prowadzi, ponieważ nie widać przed nimi żadnej
wspólnej przyszłości. Nie chodziło już nawet o to, że Cait-
lin, jak prawie każda dziewczyna, nosiła w głębi duszy
6
TAŃCZĄCA Z DEMONAMI
TAŃCZĄCA
Z
DEMONAMI
7
marzenia o ślubie, białym welonie i gromadce dzieci. Cait-
lin stwierdziła, że David nie traktuje jej tak, jakby tego
chciała. Każda gorąca, namiętna noc kończyła się nieod-
miennie tym, że dokładnie o szóstej czterdzieści pięć wy-
chodził od niej. Potem o dziewiątej rano spotykali się
w biurze, gdzie zimno i stanowczo wymagał od niej, by
rzetelnie wypełniała wszystkie biurowe obowiązki. Odkry-
ła dwie różne cechy osobowości Davida. Nie dość, że
w pracy traktował ją zupełnie inaczej niż wtedy, gdy nocą
przychodził do jej domu, to na dodatek miał swoje nie-
złomne zasady, które zaczynały ją irytować.
Choćby to wychodzenie od niej zawsze dokładnie o tej
samej porze. Poza tym traktował bardzo surowo pewne
sprawy... Na przykład, gdyby dowiedział się, że jakaś pani
i jakiś pan, zatrudnieni w jego firmie, spoufalają się ze sobą
nadmiernie, powiedzmy: mają się ku sobie albo już kochają
się i robią ze sobą „tego rodzaju rzeczy", skończyłoby się
to niewątpliwie dla jednego z nich utratą pracy. Uważał,
że takie układy powodują w pracy bałagan i zamieszanie.
Twardo trzymał się tej swojej żelaznej zasady, o ile, oczy-
wiście, nie dotyczyło to jego samego.
Caitlin wiedziała, jak bardzo ważna jest dla niego firma.
Uważała też, że David potrzebuje dziewczyny takiej „na
poważnie", z którą mógłby porozmawiać o interesach, po-
trafiącej go zrozumieć. Kogoś, kto znałby się na sprawach
zawodowych prawie tak dobrze jak on. Zdawała sobie
sprawę, że właśnie ona nadawałaby się do tego najlepiej.
Poza tym, mimo że ani razu nie przedstawił jej w towarzy-
stwie jako swojej dziewczyny, mimo że traktował ją trochę
jak panienkę na przychodne, jak pogotowie seksualne, była
pewna, że żadna inna dziewczyna nie jest mu tak bliska
jak ona. Umiała docenić tę łączącą ich intymność. Ale dziś
właśnie doszła do wniosku, że nigdy nie była z nim aż tak
blisko, jak by tego chciała. Do tego brakowało jeszcze
bardzo wiele. Czasami wyobrażała sobie, że świat Davida
składał się z kilku wysp, pomiędzy którymi nie było żad-
nych mostów. O dokładnie ustalonych godzinach David
opuszczał jedną wyspę i od razu pojawiał się na innej jako
zupełnie inny człowiek. O szóstej czterdzieści pięć opusz-
czał jej mieszkanie i siłą rzeczy przestawał być namiętnym,
rozpalonym kochankiem. Caitlin już się wtedy zupełnie nie
liczyła. Jechał do siebie do domu, na inną wyspę, której
nie znała. Jeszcze się nie zdarzyło, by zaprosił ją do siebie.
To też było irytujące. A potem w pracy, jak zupełnie obcy
człowiek, nieprzenikniony szef, lodowatym głosem wyda-
wał jej służbowe polecenia...
Była ciekawa, czy dzisiaj zachowa się podobnie. Chciała
coś zmienić, ale nie miała pojęcia, co powinna zrobić. To
ją przygnębiało, doprowadzało do rozpaczy. Nie potrafiła
zrozumieć, dlaczego mógł pożądać jej z tak ogromną siłą
namiętności i zaraz potem odcinać się od wszystkiego, co
mogło ich łączyć. Odchodzić na inną wyspę, niedostępną
dla niej. To ją wzburzało do głębi. Przecież wiedziała, co
czuł do niej w tym ich szalonym tańcu.
Słyszała, jak zakręcił prysznic; Wszedł do pokoju. Jak
zawsze, odświeżony i elegancki. Zawsze wyglądał jak na-
leży. Jego proste włosy były zaczesane do tyłu, mokre
i wygładzone, oliwkowa skóra nasycona balsamem. Był
przystojny, męski i wspaniały. Miał ciemne oczy o niebie-
skawym, kobaltowym odcieniu, czarne włosy, dość duży
nos. Spoglądał na świat zdecydowanie, władczo, jak czło-
wiek przyzwyczajony do tego, że narzuca innym swoją
wolę. Był dobrym przywódcą, świetnym szefem.
Akurat tego dnia Caitlin uświadomiła sobie, że ma już
dość takiego traktowania. I nie chodziło tu o jakieś jej pla-
ny matrymonialne. Było jeszcze mnóstwo innych spraw.
8
TAŃCZĄCA
Z
DEMONAMI
TAŃCZĄCA
Z
DEMONAMI
9
Na przykład nie doceniał jej należycie. Chciała, by wresz-
cie przyznał, iż w sprawach zawodowych jest doskonała,
czasami nawet lepsza od niego, że mu bardzo imponuje...
Caitlin z dziką pasją życzyła sobie, żeby mogła mieć jakiś
wpływ na jego myślenie. Byłoby fantastycznie, gdyby
mogła pokierować jego pracą, a nie odwrotnie, jak to do
tej pory bywało. W końcu dlaczego miałoby to być niemo-
żliwe?
Sięgnął po koszulę, którą zostawił na jej toaletce po-
przedniego wieczoru. Zmarszczył brwi.
- Nie zrobiłaś kawy? - zdziwił się.
Normalnie, każdego ranka, kiedy był u niej, dokładnie
o tej porze, na stoliku stała filiżanka kawy. Czekała na
niego, świeżo zaparzona, z jedną łyżeczką cukru. Nigdy nie
zostawał, żeby zjeść z nią śniadanie. Stwarzał pozory, jak-
by nigdy nie jadał śniadań. To też stanowiło jedną z jego
niezłomnych zasad.
Była szósta trzydzieści. Musiał wyjść przed szóstą czter-
dzieści pięć. Tego rytuału nigdy nie zmieniał. Caitlin miała
już tego dość.
- Nie miałam nastroju - odpowiedziała na jego pytanie
o kawę. To była prawda. I równocześnie wyraz buntu.
Zacisnął usta, skrzywił się lekko. Zauważył jej zły hu-
mor. Caitlin zastanawiała się, czy to mogłoby wpłynąć na
Davida, by zmienił dziś swoje plany. Ciekawe, czy teraz
zacznie sam sobie robić kawę i przez to wyjdzie później
o pięć lub dziesięć minut? Niechby choć raz opóźnił swoje
wyjście. Jeśli nie mogła być jego dziewczyną na zawsze,
to przynajmniej choć odrobinę dłużej niż do szóstej czter-
dzieści pięć.
Przyglądała mu się uważnie, ciekawa, jak David zare-
aguje na tę drobną zmianę.
Ubierał się powoli, wciągnął rękawy, zapiął guziki.
Caitlin próbowała opanować nerwowe skurcze żołądka.
Poprzednio robiła już wszystko, co było w jej mocy, by
przedłużyć ten ich szalony taniec tak długo, jak tylko mo-
gła. Starała się, ile sił, by nie zrobić żadnego fałszywego
kroku, by nie złamać jego przeróżnych żelaznych zasad.
By pieścić go tak, jak on tego pragnął, by być atrakcyjną
dokładnie w taki sposób, jak on to sobie wyobrażał. Wie-
działa, iż tak trzeba, bo to się opłaca, że utrzymanie przy
sobie tak wspaniałego kochanka warte jest każdego wysił-
ku. David cieszył się ogromnym powodzeniem wśród ko-
biet i jako partner był niezwykle atrakcyjny.
Tak, zawsze uważała, że wspólne gorące noce warte są
każdego wysiłku z jej strony, każdego poświęcenia. Ale
teraz doszła do wniosku, iż to jej nie wystarcza, że to się
w końcu musi zmienić.
Wiedziała, iż ryzykuje, że może go stracić, jeśli będzie
próbowała cokolwiek zmienić w tych jego obrzydliwych
zasadach. Po czterech miesiącach doszła do wniosku, że
trudno, najwyżej przegra, ale tak dalej być nie może. Pła-
ciła za to zbyt wysoką cenę. Przestawała być sobą. Stała
się kimś bez osobowości, robotem, czekającym na polece-
nia swojego pana. Takim pogotowiem seksualnym, które
tylko czeka na jego wezwanie. Jej uczucia zupełnie tu się
nie liczyły.
Oczywiście, dłużej tak być nie może. Trzeba zniszczyć
stare zasady, by można było zbudować coś nowego, na
przykład wspólną przyszłość opartą na wzajemnym sza-
cunku. Przemiana stała się nieunikniona.
David spojrzał raz jeszcze na stoliczek, na którym tym
razem zabrakło kawy. Zmarszczył brwi.
- Czy jesteś chora?
Starał się znaleźć jakieś wytłumaczenie, które by paso-
wało do jego schematu myślenia.
10
TAŃCZĄCA Z DEMONAMI
TAŃCZĄCA Z DEMONAMI
11
- Nigdy nie czułam się lepiej - odpowiedziała.
Niech sam się nad tym zastanowi.
Przeciągnęła się na łóżku, rzuciła mu namiętne spojrze-
nie, zatrzepotała kilka razy długimi, czarnymi rzęsami. Po-
łożyła się na brzuchu. Uniosła głowę, przesunęła się, lekko
eksponując obnażone piersi. Jej zielone oczy patrzyły pro-
wokująco.
Uśmiechnął się, widziała, jak jego spojrzenie prześlizg-
nęło się po jej nagich piersiach.
Była ładna, wiedziała o tym. Mały, kształtny biust, bar-
dzo wąska talia i dość szerokie, krągłe, ponętne biodra.
Leniwie wyprostowała się, rozmarzona, wabiąc go ku
sobie, znowu się przeciągnęła.
Zauważyła błysk uznania w jego oczach. To jednak nie
miało wiele wspólnego z namiętnym pożądaniem. Staran-
nie obciągnął koszulę. Nie wahał się ani przez chwilę.
Szykował się do wyjścia. Nigdy, przenigdy nie zastanawiał
się, co ona czuła, czego pragnęła. Ani razu nie zapytał, czy
chce kończyć seks dokładnie o szóstej trzydzieści, czy mo-
że parę minut później lub wcześniej. Jego żelazne zasady
były tu najważniejsze.
Caitlin poczuła się głęboko urażona jego zdolnościami
do jednoczesnego kochania i nagłego odchodzenia na inną
wyspę.
Położyła się tak, by maksymalnie wabić go swoim cia-
łem. Jeszcze raz posłała mu namiętne spojrzenie.
- Nie chcę, żebyś szedł - rzekła cicho, ale stanowczo.
David ze zgrozą wzniósł oczy ku niebu. Pomyślała
z lekką ironią, że i tak nie mógł spojrzeć wyżej niż na sufit,
i była coraz bardziej pewna, iż ma rację.
Z powagą popatrzył na zegarek i schylił się, by podnieść
z podłogi spodnie.
- Mam dzisiaj wiele trudnych spraw do załatwienia.
Sama wprowadzałaś do komputerowego kalendarza termi-
ny spotkań - przypomniał jej. - Zrobi się straszny bałagan,
jeśli nie będę ściśle stosował się do swoich własnych
planów.
Posłała mu powłóczyste spojrzenie, pełne czarnej roz-
paczy. To zawsze działało prowokująco, rozbudzało jego
męskość, powodowało napięcie dobrze rozwiniętych mięś-
ni ud. Tylko czy o tej porze,tego rodzaju spojrzenie miało
jeszcze swoją moc?
On wyglądał seksownie. Niemożliwe, żeby nie miał
ochoty na więcej, pomyślała. Postanowiła sprawdzić, czy
jest kimś ważnym w jego życiu, czy spełni jej prośbę.
- Proszę cię, Davidzie, nie zostawiaj mnie teraz samej.
Zobaczysz, że nie będziesz tego żałował. Potrafię cię
uszczęśliwić.
Jeszcze raz uwodzicielsko naprężyła ciało.
Wyglądało na to, że nie jest zachwycony rozwojem
wydarzeń.
- Proszę, Davidzie, zostań ze mną.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że wkroczyła na bar-
dzo śliski teren. Prawdopodobnie popełniła błąd, żądając
od niego, by nie odchodził. Ale to było silniejsze od niej.
Nie podejrzewała nawet, że przez cztery miesiące tyle na-
gromadziło się w niej żalu. W desperackim usiłowaniu
zainteresowania go własną osobą, potrząsnęła głową, aż
pukiel jej długich włosów ułożył się pomiędzy piersiami.
Kiedyś bardzo mu się to podobało.
Zmierzył ją wzrokiem.
- Więc mówisz, że nie dałem ci satysfakcji.
Zaczerwieniła się, niezdolna zaprzeczyć, że zachwycił
ją, że to było cudowne. Zdawał sobie z tego sprawę. Jednak
w szerszym rozumieniu, w sensie nie tylko fizycznym,
czuła, że to ona ma rację. On jej nie zaspokoił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl