Tajny dziennik Leonarda da Vinci - ZURDO DAVID, ebook txt, Ebooki w TXT

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ZURDO DAVIDTajny dziennik Leonarda daVinciDAVID ZURDOAngel Gutierrez(El Dario Sekreto de da Vinci) Przeklad Ewa Morycinska-DziusKsiazke te dedykujemy wszystkim, ktorzy kazdego ranka budza sie z pragnieniem, by dzisiaj stac sie nieco lepszymi niz wczoraj, a gdy nadchodzi noc, ciesza sie, ze im sie to udalo, albo postanawiaja probowac ponownie.Pewna historia glosi, ze w roku 1519, po smierci Leonarda da Vinci, jego wierny uczen Francesco Malzi otrzymal w spadku wszystkie notatki i pisma mistrza, oraz przedmioty uzytku osobistego. Wsrod nich byl tajemniczy czarny kuferek, za zycia mistrza zawsze zamkniety, z ktorym Leonardo nigdy sie nie rozstawal. Tylko on znal jego zawartosc; odmowil nawet pokazania jej nawet Franciszkowi I, krolowi Francji i swemu protektorowi w ostatnich latach zycia.Kiedy w koncu Meli otworzyl wieko, okazalo sie ku jemu wielkiemu zmartwieniu, ze kuferek jest pusty. Tego co tam bylo juz nie znalazl. Nigdy nie zdolal dojsc, co znajdowalo sie w srodku i dlaczego Leonardo strzegl tego tak zazdrosnie; ze skrzynki ciagle jeszcze emanowal dziwny zapach srodkow uzywanych przez alchemikow, ktore Leonardo stosowal przy swoich doswiadczeniach.Czesc pierwszaKamien odrzucony przez budujacych stal sie kamieniem wegielnym. Ksiega Psalmow 118,22.1.Lasy wokol Bolonii, 1503Ta noc wydawala sie taka sama jak wszystkie. Lato zblizalo sie ku koncowi i kiedy slonce krylo sie za horyzontem, temperatura spadala, ale wciaz jeszcze nie bylo zimno. Przynajmniej dla mieszkancow opactwa, ktore przycupnelo wsrod gor pokrytych gestym lasem i wynioslych wzgorz polnocnych Wloch. Braciszek zakonny pracujacy jako furtian spal jeszcze w swojej celi w poblizu muru przy bramie klasztoru. W tej sielskiej ciszy nic nie zwiastowalo majacych za chwile nastapic wydarzen.-Otworzyc poslowi Rzymu!Ten okrzyk i energiczne walenie piesciami w drewniana brame sprawily, ze braciszek zerwal sie ze swego poslania ze slomy. Polprzytomny opasal sie sznurem i pognal ku bramie.-Kto tam? - spytal zaciekawiony, kto dobija sie z takim impetem mimo nocy. Za brama kilka pochodni oswietlalo dziesieciu jezdzcow w wojskowych strojach z herbem na piersiach.-Otwieraj, mnichu! Otwieraj poslowi Rzymu!Braciszek zorientowal sie juz, co sie dzieje: sam Cezar Borgia, biskup i syn niedawno zmarlego papieza Aleksandra VI, przybyl do opactwa. Od tego bezboznika trudno byloby oczekiwac czegokolwiek dobrego. Nie mozna jednak bylo uniknac jego wizyty. Braciszekwiedzial, ze mlody Borgia dokonal juz wielu zbrodni. Obecnosc zolnierzy wskazywala, ze nie mial zamiaru odejsc, nie osiagnawszy celu. I coz mogl poczac biedny braciszek? O czym sam zadecydowac? Bal sie, co na to powie opat, ale nie mial czasu go uprzedzic. Sciagal juz wiszacy na grubych lancuchach most zwodzony, gdy zatrzymal go jakis glos za plecami:-Kto to, bracie Ezio?Pomocnik opata, brat Giacomo, mlody, smukly zakonnik o surowym wygladzie, przybyl do klasztoru zaledwie kilka miesiecy temu. Opat uczynil go swoja prawa reka, nie bez sprzeciwow ze strony wielu innych braci. Wiadomo, ze zawisc w stosunku do nowo przybylych jest zawsze najwieksza, bo przeciez najlatwiej sprzysiac sie przeciwko komus takiemu.-To... to... Borgia...-Borgia? Tutaj!? - krzyknal mlodzieniec zdlawionym glosem, usilujac pohamowac okrzyk strachu i zaskoczenie. Natychmiast wszystko zrozumial. On znal powod tej wizyty. Trzeba bylo zyskac na czasie i powiadomic opata.-Co sie dzieje, mnichu?! Otwieraj w tej chwili! - Krzyki zza bramy byly coraz gwaltowniejsze.-Bracie Ezio - rzekl mlody pomocnik opata energicznie, ale z opanowaniem. - Wstrzymajcie sie minute i otworzcie brame. Powiedzcie tym z zewnatrz, zeby poczekali na... Wymyslcie cos! Musze powiadomic...Nie zwazajac na przerazenie furtiana, brat Giacomo popedzil, podkasujac habit. Biegl, jakby go czart gonil. Furtian czul, jak serce nieprzytomnie wali mu w piersi. Co powiedziec? Co wymyslic? Byl przeciez prostym czlowiekiem. Nie umial czytac ani pisac, nawet najprostsze rzeczy sprawialy mu trudnosci. Czas naglil. Ale musial cos zrobic - i to zaraz.-Tak, juz ide, juz ide. Jaki jest powod waszej wizyty? Jest bardzo pozno i...-Glupi mnichu! Powiadam, otwieraj brame poslowi Rzymu, bo ja wywazymy! I, na honor, to nie sa czcze slowa!Braciszek dostrzegl w glebi, nieco poza innymi zolnierzami, w slabym swietle ksiezyca i pochodni, postac na bialym koniu. Ubrana byla w ciemny, niemal czarny plaszcz, a jej glowe calkowicie zakrywal kaptur. Jezdziec wychynal z ciemnosci i truchtem ruszyl ku bramie klasztoru. Kiedy juz byl przy niej, zrzucil kaptur. W swietle pochodni mnich mogl dojrzec twarz, ktorej nigdy wczesniej nie widzial, a mimo to rozpoznal ja od razu: twarz Cezara Borgii o twardych rysach, oblicze wcielonego zla i zawzietosci.Nie musial wypowiadac ani jednego slowa. Sam jego widok wystarczyl, by braciszek zdretwial z przerazenia. Drzacymi rekami odciagnal lancuch i otworzyl brame. Jeszcze nie skonczyl, kiedy rozwscieczony dowodca pchnal go na ziemie.Tymczasem brat Giacomo zbudzil opata, uwielbianego przez wszystkich starca o dlugiej srebrnej brodzie. Obaj doskonale wiedzieli, co sie stanie za chwile. I chcieli temu za wszelka cene zapobiec. Nawet za cene zycia. Mieli do spelnienia misje, wazniejsza niz ich wlasne bezpieczenstwo, o wiele wazniejsza niz klasztor, niz jakiekolwiek poswiecenie. I choc byli pewni, ze to poswiecenie niebawem nastapi, dzialali z determinacja. Opat, brat Leon, wybiegl ze swojej celi do glownej sali budynku posrodku wielkiego podworca, ktory otaczal wspanialy romanski klasztor - i nacisnal kamien ukryty pod wielkim debowym stolem.Cezar Borgia wpadl do klasztoru w tej samej chwili, w ktorej zabrzmial dzwonek kilka metrow pod ziemia, w podziemnym pomieszczeniu. Tam w dole trzymajacy straz przy olejnej lampce zakonnik, zmorzony snem, drgnal i spojrzal na dzwonek szeroko otwartymi oczyma. Nie bylo watpliwosci. Trzeba niezwlocznie ruszac. Zbudzil swego towarzysza, z ktorym na zmiane strozowal. Zaden z nich nie nosil habitu. Byli ubrani w obcisle kubraki, zamiast sandalow mieli na nogach wysokie buty. Przy pasach zwisaly szpady. Wpadli do sasiedniej izby i zbudzili dwoje siedemnastoletnich blizniat, chlopca i dziewczyne. To ich strzegli, niewiedzac, kim sa. Wystarczylo, ze przysiegli posluszenstwo. Teraz musieli wyprowadzic ich stamtad, nie tracac ani chwili.Na gorze Cezar przelotnie zmierzyl opata wzrokiem. Uwielbienie, jakie starzec budzil w innych, w mlodym Borgii budzilo jedynie zazdrosc. Najgrozniejszy jest czlowiek madry; bardziej niz odwazny zolnierz czy chytry i nieustraszony zabijaka. Jego dwaj straznicy czekali na zewnatrz, przed wejsciem do kamiennego, kwadratowego, jednopietrowego domku.-Monsignore - rzekl w koncu opat wobec milczenia mlodego Borgii. - Czemuzawdzieczamy wasza niespodziewana wizyte?Staral sie okazywac goscinnosc. Wielka tajemnica, ktorej strzegl, nie powinna wyjsc na jaw tylko z powodu strachu. Chociaz wygladalo na to, ze Borgia sie czegos dowiedzial, inaczej nie wdzieralby sie noca do klasztoru, jakby sekundy czy minuty mogly zniweczyc jego plany lub pogrzebac je na zawsze. Kosci zostaly rzucone. Teraz najwazniejsze, by zyskac na czasie.-Bracie Leonie, nie obrazaj mnie, zadajac wyjasnienia tego, o czym wiesz, ze ja wiem. Daj mi to, czego szukam, a za chwile znikne bez sladu.-My nie...-Przeciwnie - ciagnal Cezar o wiele grozniejszym tonem - zapewne czytales dziela filozofow o gniewie...Na dole cztery postaci otulone plaszczami biegly w milczeniu ciemnym korytarzem, wiodacym do lasu, poza mury klasztoru. Poruszali sie w niemal calkowitych ciemnosciach, ale te droge przebywali juz wielokrotnie. Tym razem jednak nie byla to zwyczajna proba. Ich zyciu i czemus jeszcze wazniejszemu od zycia grozilo wielkie niebezpieczenstwo.-Nie umiesz udawac, bracie Leonie. Uwazasz mnie za glupca? - mowil dalej Cezarzartobliwym tonem, zdolnym zmrozic krew w zylach zolnierza, a oslupialy opat milczali nawet spuscil glowe, nie mogac zniesc wzroku Borgii. - O tak, zrobiliscie to, co musieliscie. A teraz ja uczynie to, co powinienem...Cezar zblizyl sie do starca. Zza pazuchy wydobyl noz i wbil wielebnemu prosto w gardlo, jakby odcinal plat pieczeni. Z rany wytrysnal strumien krwi, plamiac rece i piers mlodego Borgii. Krew, ktora dolaczyla do krwi tylu ludzi, jaka juz przelal ten czlowiek i ktorej nigdy nie zetrze z duszy. Im bardziej obmywalby swoje cialo, tym silniej slady zla przywarlyby do jego ducha.Tymczasem trzech mezczyzn i mloda kobieta, uciekajacy tunelem, docierali juz do lasu. Straznik, ktory obudzil pozostalych, zaalarmowany przez opata, z najwieksza ostroznoscia uchylil brame wyjsciowa, drewniana plyte, dobrze zamaskowana galeziami i warstwa ziemi, obok wielkiego stuletniego debu. Korytarz konczyl sie kilkoma kamiennymi schodkami pokrytymi mchem, ktore cala czworka pokonala ostroznie, by sie nie poslizgnac i nie narobic halasu. Tak ich nauczono, bo przejscie tego ostatniego odcinka wymagalo nadzwyczajnej ostroznosci, by nie zwrocic na siebie niczyjej uwagi.-Stac! - szepnal nagle pierwszy mezczyzna, podnoszac lewa reke i siegajac prawa dorekojesci szpady.Drugi powtorzyl jego gest. Wszyscy stali w milczeniu, wpatrujac sie w ciemnosc. Czy uslyszal cos wsrod zarosli? Jakis gluchy metaliczny dzwiek?Byl juz pewien. Jego starania i zabezpieczenia nie zdaly sie na nic. Wszystko to na prozno wobec dziesieciu czy wiecej zolnierzy Cezara Borgii, ktorzy wylonili sie z ciemnosci i otoczyli ich z dobyta bronia. Bracia usilowali walczyc, ale ubito ich na miejscu, jak psy. Dwojke mlodych zaprowadzono na sciezke wiodaca do klasztoru. Tam spotkal ich Cezar, usmiechniety, przerazajaco zadowolony. Jego oczy lsnily z zadowolenia, jak slepia... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl