Tahereh Mafi - 1. Dotyk Julii, Tahereh Mafi

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Tahereh MafiDotyk Julii„Nie możesz mnie dotknąć – szepczę.Kłamię – oto, czego mu nie mówię.Możesz mnie dotknąć – oto, czego nigdy nie powiem.Proszę, dotknij mnie – oto, co chcę powiedzieć”.Nikt nie wie, dlaczego dotyk Julii zabija.Bezwzględni przywódcy Komitetu Odnowy chcą wykorzystać moc dziewczyny,aby zawładnąć światem. Julia jednak po raz pierwszy w życiu się buntuje. Zaczynawalczyć, bo u jej boku staje ktoś, kogo kocha.Zostałam przeklętaMam niezwykły darJestem potworemMam nadludzką mocMój dotyk zabijaMój dotyk to moja siłaJestem narzędziem zniszczeniaBędę walczyć o miłość1Spędziłam w zamknięciu już264dni.Towarzystwa dotrzymują mi tylko niewielki notatnik,uszkodzone pióro i liczby w mojej głowie.1okno.4ściany.1,5metra kwadratowego powierzchni.26liter alfabetu w języku,którym nie mówiłam przez264dni odosobnienia.Minęło6336godzin, odkąd dotykałam innej ludzkiej istoty.- Przydzielamy ci współwięźnia współlokatora - powiedzieli.- Mamy nadzieję> że tutaj zgnijesz Za dobre sprawowanie -powiedzieli.- Psychol, jak ty Koniec odosobnienia - powiedzieli.Są sługusami Komitetu Odnowy. Inicjatywy, której za-daniem miała być pomoc naszemu pogrążonemu w chaosiespołeczeństwu. To ci sami ludzie, którzy wywlekli mnie zdomu rodziców i zamknęli w zakładzie dla obłąkanych za coś,na co nie mam wpływu. Nikogo nie obchodzi, że niewiedziałam, do czego jestem zdolna. Że nie wiedziałam, corobię.Nie mam pojęcia, gdzie jestem.Wiem tylko, że ktoś przywiózł mnie tutaj białą furgonetką iże zajęło mu to6godzin i37minut. Wiem, że byłam przykutakajdankami do siedzenia. Potem przypięto mnie pasami dokrzesła. Wiem, że moi rodzice nic zadali sobie trudu, żeby sięze mną pożegnać. Wiem, że nie płakałam, kiedy mnie za-bierano.Wiem, że codziennie wali się niebo.Za oknem słońce wpada do oceanu, rozchlapując na wodziebrązowe, czerwone, żółte i pomarańczowe plamy. Milion liścize stu różnych gałęzi zrywa się, trzepocząc obietnicą lotu. Tosłowa rzucone na wiatr. Podmuch łapie ich zwiędłe skrzydłatylko po to, żeby siłą ściągnąć je na ziemię i porzucić za-pomniane. Depczą po nich stacjonujący tu żołnierze.Nie ma już tylu drzew co przedtem. Tak mówią naukowcy.Mówią, że nasz świat był kiedyś zielony. Nasze chmury miałybiały kolor. Nasze słońce zawsze dawało właściwy rodzajświatła. Zachowałam mgliste wspomnienia tamtego świata.Nie pamiętam zbyt wielu rzeczy, które były przedtem. Terazjedynym pewnym istnieniem jest dla mnie to, które zostało midane. Jestem echem tego, co było kiedyś.Przyciskam dłoń do niewielkiej szyby i czuję, jak zimnobierze ją w znajome objęcia. Obie jesteśmy samotne, obie ist-niejemy jako znak nieobecności czegoś innego.Chwytam za swoje prawie bezużyteczne pióro z resztkąatramentu, który nauczyłam się oszczędzać. Spoglądam na niei zmieniam zdanie. Rezygnuję z wysiłku, jakiego wymagazapisywanie. Dzielenie z kimś celi nie byłoby złe. Rozmowa zżywym człowiekiem mogłaby pomóc. Ćwiczę głos, układamwargi wokół znajomych słów, teraz obcych moim ustom.Ćwiczę cały dzień.Jestem zaskoczona, że nie zapomniałam ludzkiej mowy.Zwijam notatnik i wpycham go w szczelinę w ścianie.Siadam na przykrytych szmatą sprężynach, które służą mi załóżko. Czekam. Kołyszę się w przód i w tył i czekam.Czekam zbyt długo i zapadam w sen.Kiedy się budzę, mam przed sobą2oczu,2wargi,2uszu,2brwi.Dławię w sobie krzyk, pragnienie ucieczki, paraliżującystrach, który obezwładnia moje kończyny.- Jesteś chchchch.....- A ty jesteś dziewczyną. - Unosi brew.Prostuje się, odsuwając się od mojej twarzy. Śmieje się, alenie uśmiecha, a mnie chce się płakać. Rozpaczliwie uciekamprzerażonym wzrokiem do drzwi, które próbowałam otworzyćjuż tyle razy, że straciłam rachubę. Zamknęli mnie zchłopakiem. Z chłopakiem.Dobry Boże.Próbują mnie zabić.Zrobili to celowo.Żeby się nade mną znęcać, dręczyć mnie, sprawić, żebym jużnigdy nie przespała nocy. Współwięzień ma przedramionawytatuowane do łokci. W łuku brwiowym brakuje kolczyka,który musieli mu skonfiskować. Ciemnoniebieskie oczy,ciemnobrązowe włosy, wyraźna linia szczęki, silna, smukłasylwetka. Nieziemski. Niebezpieczny. Przerażający. Straszny.Śmieje się, a ja staczam się z łóżka i uciekam w róg po-mieszczenia.Przygląda się nędznej poduszce na wolnym łóżku, którewepchnęli tu dzisiaj rano. Cienki materac, wytarty koc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl