Tawny Talyor - Palący głód - całość, ✿✿NOWOŚCI KSIĄŻKOWE✿✿

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Strażnicy Cythereanu
Jesteśmy opiekunami swojego króla,
tajemne bractwo wojowników.
Jesteśmy silni, lojalni i oddani,
zaprzysiężeni dozorcy Tajemnic.
Jesteśmy obrońcami sprawiedliwości,
strażnicy Synów Zmierzchu.
Nie pokazujemy żadnej łaski wrogowi
Rozdział 1
O tak, będzie doskonała.
Marek Setara stał w cieniu przyglądając się jak kobieta o rozłożystej, bujnej figurze. Wysiadła z
samochodu i wolnym krokiem ruszyła przed siebie. Sposób w jaki się poruszała, jej zapach, jej
wygląd. Był gotowy by wziąć ją tam i teraz. Ale nie był w stanie. Jedyne co mógł, to patrzeć i
czekać.
Wkrótce. Już wkrótce będzie jego.
Jej drobne lecz silne ciało było żywym obrazem kobiecego piękna. O krągłych kształtach i
niewielkich rozmiarów. Pełne piersi. Szerokie biodra. Zgrabne nogi. Nie mógł się doczekać, by
poczuć jej aksamitną skórę, łagodnie spoconą, o słodkim zapachu, sunącą po nim. Słyszeć jak jęczy
w ekstazie. Czuć jej smak.
Surowy, gorący głód palił jego wnętrzności gdy niesiony z wiatrem zapach podrażnił jego nozdrza.
Gdy weszła na ganek od frontu podniosła rękę i wyciągnęła klamrę z jej włosów, rozpuszczając
dumnie złocistobrązowe pukle w potoku wrzosowej, księżycowej poświaty. Czy zdawała sobie
sprawę z tego jak bardzo była pociągająca? Jak każdy jej ruch wzbudzał w nim rządzę? Będzie.
Wkrótce. Już niedługo. Zmusił się by odejść, poszukać chętnej kobiety na kolejną noc. Dziś szukał
przetrwania. Jutro, mógłby mieć uniesienie.
*****
Po blisko pięciuset latach uważania pewnych spraw za oczywistość Dayne Garrott wiedział, że czas
się skończył. Tyle do zrobienia. I tak niewiele czasu, by to zrobić. Wykonywać akrobatyczne skoki
ze spadochronem, czcić słońce na plażach Maui, wspinać się na szczyt Mount Everest...serwować
na chłodno zasłużona zemstę swoim wrogom.
Zakładając, że nigdy nie mógł zrobić żadnej z tych rzeczy odkąd został wampirem, a jego
wystawianie się na pełne słońce ograniczało się zaledwie do 30 minut. Ale nadal nie był gotowy
tego zakończyć i przejść w stan permanentnej ziemnej drzemki, choćby tylko dla zemsty. Ale do
cholery, jeżeli los natychmiast nie rzuci pieprzonej góry na jego drodze, albo raczej starszego brata
Marka Setara, który stał się Królem Synów Zmierzchu. Skrzyżował swoje ramiona na piersi i rzucił
okiem na Marka, długo poszukiwanego celu zemsty. Jego śmiertelnego wroga. Spotkali się w
metrze- dosłownie wampir rozwieszał Carpe Nocturne rok temu. Przez ostatnie dwanaście miesięcy
przygotowywał się by zabić Marka. Był gotowy. Jego plan był wprowadzony w życie. I tak po
prostu znalazł się w punkcie wyjścia. Według pieprzonego królewskiego dekretu powinien połączyć
się ze swoim wrogiem więzią krwi przed nowiem. Wampir nie mógł zabić innego wampira, gdy
łączyła ich więź krwi. Pomimo tego, że nie zakończył zobowiązania, nie miał wyboru.
Przynajmniej jeśli nie chciał umrzeć.
- Mam kilka pomysłów dokąd iść.
Nadal w łóżku Marek przeciągnął swoje grubo umięśnione, prężne ramiona i obdarzył Dayne
leniwym uśmiechem.
- Jestem taki zmęczony. Chciałbym, żebyśmy mogli poczekać jeszcze jeden dzień.
- Taa, ja też. - Dayne był strasznie ospały, czuł jakby jego ciało ważyło przynajmniej sto
razy więcej niż w rzeczywistości. Znaki były tam wszędzie. Druga śmierć nadciągnie jeśli nie
zwiążą się w przeciągu najbliższych kilku godzin.
- Ale jeśli odłożymy to na następny dzień, będziemy zbyt słabi.
- Taaa. Wyraźnie znużony Marek sturlał się z łóżka i dowlókł swoje ciężkie ciało do szafy
wnękowej . Wyciągnął najlepszą odzież, identyczną z tą, którą nosił Dayne.
- Potrzebujemy tylko jednej ludzkiej kobiety. Myślałem o tym trochę wczoraj wieczorem i
zrobiłem listę miejsc, gdzie można znaleźć jedną szybko. Miejsc, gdzie są setki ludzkich samic.
Ubrał się, bo Dayne stał w drzwiach czekając na niego.
- Dobrze- Dayne kiwnął głową- Ale co jeżeli wybierzemy jakąś, a ona nie będzie chciała z
nami pójść?
Marek sięgnął do szafy, trzymając duffle
pełną zaopatrzenia i uśmiechał się. Uniósł rolkę taśmy
izolacyjnej.
- Zmusimy ją.
Wrzucił taśmę do płóciennej torby ozdobionej białym znakiem NIKE na jednej stronie i wrócił do
ubierania się.
- A co jeśli ona odmówi zostania?
- Przekonamy ją? - Marek wzruszył ramionami zawiązując but.
- Nie możemy być zbyt twardzi.
Teraz odziany w czerń od stóp do głów, podszedł w kierunku Dayne'a z czarną torbą w garści.
- Jeśli nie...
Oboje znali konsekwencje. Żaden z nich nie odważył się powiedzieć tego głośno.
Dayne wyszedł za Markiem z domu, który zmuszeni byli teraz dzielić, jego spojrzenie spoczęło na
plecach jego wroga, pragnąc by po prostu mógł zagłębić kołek w sercu tego łajdaka. To było to, na
co zasłużył. To była główna komplikacja, ale Dayne był zdecydowany. Byłoby to sprawiedliwe dla
jego rodziny. Jego matki, ojca i siostry, która była tylko dzieckiem, gdy te skurwysyny dokonali na
niej rzezi. Dayne wiedział, że to on- brat Marka- wtedy wysoki urzędnik wojskowy, teraz król,
który wydał rozkaz zabójstwa. On był ukryty w kuchennym kredensie, patrząc na to wszystko, zbyt
przerażony, by się ruszyć. By krzyczeć. By zapomnieć. By przebaczyć. Panujący wówczas król
odmówił jego rodzinie oddania sprawiedliwości, na którą zasłużyli. Przecież to wymagałoby, by
Jego Królewska Mość zleciła śmierć swojego syna i wyłącznego następcy tronu. Zmusić go do
uśmiercenia swojego jedynego syna, zaryzykować, że korona Jego Królewskiej Mości dostanie się
w ręce jego odwiecznego rywala. Polityka zawsze miała pierwszeństwo nad sprawiedliwością.
Więc wzrastało to w Daynenie. Nie mógł zawieść.
*
Brea Maguire umarłą w piątek trzynastego.
To znaczy, umarła w piątek, trzynastego września 1996 roku, w wypadku podczas górskiego
spływu kajakowego. Oczywiście jakimś cudem, znalazła drogę powrotną z „drugiej strony”. Mimo
wszystko, tego dnia jej życie zmieniło się na zawsze. Gdy tylko obudziła się z trzynastopiątkowej,
długiej drzemki, przyrzekła sobie, że będzie unikać robienia, jedzenia, czy nawet myślenia o
rzeczach niebezpiecznych , zwłaszcza w piątki trzynastego. Ten dzień był zły, zły, pechowy.
Weźmy dzisiejszy dzień na przykład. Sąsiad odpalając buicka niegrzecznie przerwał jej
najlepsze marzenie senne życia. Niestety powinna była wstać dwie godziny wcześniej i
uczestniczyć w absolutnie ważnym spotkaniu z nowym szefem. Nie najlepszy sposób na
rozpoczęcie nowej pracy, nowej pracy, której znalezienie zajęło jej sześć miesięcy.
To był dopiero początek. Odkryła, że jej czarne uniwersalne spodnie w tajemniczy sposób
nabawiły się dziury na dupie od chwili gdy odbierała je z pralni. Jej pan Kawa stał się cuchnącym
paskudztwem zamiast „Dobra do ostatniej kropli” waniliową Maxwell House. A na dodatek jej
1
 kotka Księżniczka życzliwie złożyła na jej ostatniej parze rajstop swój oślizgły kamień włosow
Gdyby Brea miała jakikolwiek wybór, zostałaby w domu i przetrwała to na jej względnie
bezpiecznym Queen Serta
To nie tak, że nigdy tego nie zrobiła. Miała Księżniczkę, wybór
bezpiecznych pocieszaczy w postaci jedzenia i Discovery Channel dla towarzystwa. Dwadzieścia
cztery godziny upłynęłyby w okamgnieniu.
Ale dzięki groźnej wiadomości od jej pracodawcy- wujka Andy'ego- który tak naprawdę nie
był jej krewnym, a raczej odwiecznym przyjacielem jej zmarłego ojca- nie miała wyboru. Musiała
ryzykować życiem i kończynami by odważnie stawić czoła złemu, wielkiemu światu... a raczej
niebezpiecznej metropolii Detroit.
Nie miał pojęcia czego wymagał.
Wuj Andy nie wierzył w przesądy. Regularnie kusił los nie tyle przez przechodzenie ale
wręcz przez tańczenie pod drabinami podczas gdy trzymał czarne koty. Zbił także 10 luster...dla jaj.
Rozsypywał sól. Lista nadal rosła. Do tej pory to największy szczęściarz, jakiego ziemia nosiła.
Życie było takie niesprawiedliwe.
Po jeździe jeżącej włosy na głowie swoją czarną Shelby Cobra
zawadiackim wykładzie
wuja Andy'ego, który szybko wspomniał jej pierwszy wypadek, Brea mogła wreszcie zabrać się do
pracy. Od minionych kilku godzin szło całkiem nieźle, więc postanowiła zatrzymać się przy
centrum handlowym, by nabyć kilka niezbędnych rzeczy.
Jutro wyruszy w swoją pierwszą podróż jako prywatny detektyw, szybka wycieczka do
Nebraski by śledzić trop. Musi być przygotowana. Wuj Andy powiedział jej, że dobry P
wie jak
stać się niewidoczny, jak wtopić się w tłum. W jej krótkim, wykończonym futerkiem garniturze w
stylu vintage nie powinno być to trudne. Nie w Nowym Jorku ale w miejscu takim jak Broken Bow.
Musiała się z tym zgodzić. Nie miała nic przeciwko gdy dał jej firmowa kartę kredytową i wolną
rękę, by kupiła cokolwiek potrzebuje.
Dziewczyna nie może po prostu rozpocząć nowej kariery jako zagubiony aniołek Charliego,
bez odpowiedniego wyposażenia. Był tan zawsze modny czarny trencz, klasyczny fedora
oh i
okulary słoneczne Audrey Hepburn. Ponadto zabiłaby za parę butów od Kate Spades
przecenionych w Bloomies. Po prostu musiała je mieć. Miała potrzebę ich posiadania. Nie wydała
na buty ani grosza od kiedy straciła poprzednią pracę.
Visa wuja Andy'ego wypaliła dziurę w jej kieszeni, zatrzymała się na stacji w centrum
handlowym i spiorunowała wzrokiem pryszczatego nastolatka, który z wytrzeszczonymi strachem
oczami gapił się na jej 66 Cobra
- Jeśli wrócę a na mojej dziecince będzie choćby ryska to mam cię kretynie. To Detroit,
prześladujemy prawników, - skłamała z uśmiechem podczas gdy obchodziła samochód dookoła.
Oparła się od przód i dodała – Jeśli zdarzy Ci się mieć jakieś.... godne pożałowania tajemnice....
miej się na baczności. Dzieciak przełknął głośno, potem delikatnie usiadł za kierownicą, niechętnie
położył ręce na kierownicy i zamknął drzwi. Udzieliła zgody kiwając głową i skierowała się do
wejścia. Przynajmniej będzie stosunkowo bezpiecznie w tym centrum handlowym. W sercu
przedmieścia, w jednym z najdroższych w Michigan, ze sklepami najlepszych projektantów, nie
przyciąga kłopotliwych klientów jak inne centra. To był uczciwy zakład jak na piątek trzynastego.
A przynajmniej tak myślała. Około dwudziestu sekund później wiedziała, że popełniła straszny
błąd. Ten ogromny mężczyzna, całkowicie ubrany na czarno wyskoczył z wąskiego korytarza
pomiędzy Cracker Barrel
i The Body Sho
zacisnął swoją żelazną rękę na jej nadgarstku i
pociągnął ją. Zanim zdołała zawołać o pomoc jego dłoń mocno dociskała jej usta, a drugą rękę
owijał wokół jej pasa. Zajęło jej jedno, dwa, trzy uderzenia serca zanim w pełni zdała sobie sprawę,
1 Garść włosów z żołądka zwierzęcia liżącego swoją sierść- potocznie rzecz ujmując kłaczek :)
2 Rodzaj materaca
4 Private investigator- prywatny detektyw
7 Restauracja rodzinna
8 Sklep z naturalnymi kosmetykami
         [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl