Taternik 2008-(320)-04, Taternik

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nr 4/2008 • UKAZUJE SIĘ OD 1907 ROKU
Spis treści:
Nr 4 (320)
Warszawa 2008
Rok 82
Od redakcji
1
Pharilapcha (A. Sokołowski)
2
Pamir (R. Róg)
7
Od redakcji
osiągnąć wierzchołek nową drogą, trudną drogą
czy też zmagając się z himalajską zimą.
Pamiętajmy jednak zawsze – zwłaszcza, gdy za-
bieramy się za stopniowanie i ocenianie wyników
naszych górskich osiągnięć – że wszystkich tych
ludzi łączy to, iż spełniają swoje ambicje, sięgają
swoich marzeń, zdobywają – jak to trafnie określił
nieodżałowany Mirek „Falco” Dąsal – swój własny
Everest.
Właśnie teraz swoje marzenia spełniają Artur
Hajzer, Robert Szymczak i Don Bowie czekając
od kilku tygodni na pogodę pod Broad Peakiem
(8047 m). Osiągnęli już wysokość 7000 m, w chwili
oddania tego numeru do druku walczyli o szczyt.
Swoje marzenia spełniali też himalaiści 70 lat
temu – tekst Janusza Kurczaba, opisujący ich
wejście, znajdziecie w tym numerze „Taternika”.
Swe marzenia chcą zrealizować również uczest-
nicy wyprawy jubileuszowej na Nanda Devi East,
którzy pragną w bieżącym roku powtórzyć sukces
sprzed lat.
To właśnie z marzeń bierze się to, że wyrusza-
my w góry. Mam nadzieję, że przewracając kartki
„Taternika” pomyślicie o kolejnych wyzwaniach,
kolejnych podróżach, kolejnych wspinaczkach...
Jagoda Adamczyk-Ceranka
Nanda Devi East – debiut polskiego
himalaizmu (J. Kurczab)
16
Mija właśnie 70
lat od chwili, którą
uznajemy za począ-
tek polskiego hi-
malaizmu. W 1939
roku w przededniu
rozpoczęcia II wojny
światowej Jakub Bu-
jak i Janusz Klarner
zdobyli Nanda Devi
East (7434 m). Był to
ogromny sukces, który zapoczątkował okres wzlo-
tów i upadków polskiego himalaizmu. W czasach
powojennych okoliczności nie pozwalały Polakom
na eksplorację odległych Himalajów. W latach
70-tych nabraliśmy wiatru w żagle i przez dobre
dwie dekady zadziwialiśmy świat naszymi sukce-
sami. Wraz z początkiem kapitalizmu i otwarciem
świata dla Polaków pojawiamy się w górach wyso-
kich coraz liczniej. Nasza obecność przyjmuje róż-
ne oblicza. Dla wielu celem jest samo osiągnięcie
szczytu czy przekroczenie granicy 8000 m. Coraz
liczniej korzystamy z opieki wykwalifikowanych
przewodników. Są też alpiniści, którzy pragną
Nowe drogi w Tatrach
20
Zagadki Kotła pod Polskim Grzebieniem
(A. Z. Górski, P. G. Mielus, H. F. Rączka)
24
Jaki powinien być dobry instruktor?
(B. Kowalski)
28
Mięśnie brzucha (K. Drozda)
30
Z teki rysownika (M. Konecki)
33
Rozmaitości
34
Nasze skały (M. Biedrzycki)
40
Jaskinie
43
Marzena Skotnicówna (M. B. Bednarz)
44
Pożegnania
45
Zdjęcie na okładce:
„Rejon szczytu Pharilapcha”, fot. Andrzej Sokołowski
Zdjecie obok:
Wspinaczka w dolinie Gastein, lodospad Federweisfall,
fot. Marcin Miczke
ANTYKWARIAT GÓRSKI
„FILAR” H. Rączka
Alabastrowa 98, 25-753 Kielce
tel. 041-345-62-19, 0502-397-162
e-mail: filar@antykwariat-filar.pl
www.antykwariat-filar.pl
Góry wysokie
Góry wysokie
Pharilapcha
Andrzej Sokołowski
Pomysł wyjazdu do Nepalu zrodził się już w roku
ubiegłym, kiedy to do listopada 2007 roku mu-
sieliśmy podać miejsce i termin wyprawy dla Ko-
misji Wspinaczki Wysokogórskiej PZA. Wyprawę
zaplanowaliśmy na listopad 2008, wiedząc, że
jest to okres po monsunie, a pogoda jest wów-
czas przeważnie ustabilizowana. Tuż przed sa-
mym wyjazdem ze składu wyprawy wypadł Marcin
Kacperek, który doznał urazu głowy. Zmieniliśmy
nieco plan, który wcześniej zakładał wspinaczkę
w dwóch niezależnych zespołach i zaplanowaliśmy
wspinaczkę w trójkę. Pojechaliśmy więc w skła-
dzie: Michał Król z Nowego Targu, Przemek Wójcik
spod Giewontu oraz ja. Cel był dla nas jak najbar-
dziej odpowiedni: po pierwsze wysokość szczytu
– „niski” sześciotysięcznik, 6017 m (ale już sze-
ściotysięcznik). Nikt
z nas nie był wcześniej
na tej wysokości, więc
wybór takiego szczytu
był sensowny cho-
ciażby ze względu
na to, że samo wspi-
nanie odbywało się tak naprawdę poniżej 6000 m.
Po drugie, według fotografii z różnych stron inter-
netowych zejście ze szczytu wschodnim kuluarem
wyglądało na niezbyt trudne. Jak zwykle przed
samym wyjazdem wszystko załatwialiśmy na ostat-
nią chwilę, ale szczęśliwie w końcu znaleźliśmy się
w samolocie…
W rejon szczytu Pharilapcha trafiliśmy po kilku
dniach pobytu w Nepalu. Naszą bazę założyliśmy
w osadzie Machermo na ok. 4400 m. Tu już zaczęła
nam lekko dokuczać wysokość, co było związa-
ne z niepotrzebnym pośpiechem przy podejściu.
Wiedzieliśmy, że może nas dopaść choroba wy-
sokościowa, ale widocznie magnes przyciągający
nas do ściany był silniejszy! Zamiast poczekać
kilka dni na tej wysokości, już bodajże drugiego
dnia poszliśmy ze sprzętem pod ścianę... Mieliśmy
bóle głowy, mdłości, brakowało nam sił, ale szczę-
śliwie zaliczyliśmy nocleg na 4900 m. Po biwaku
zeszliśmy do Machermo na odpoczynek – gdzie
czekaliśmy przez kilka dni i choć codziennie była
piękna pogoda, my jednak baliśmy się, że mogą
przyjść chmury i opady. Każdy z nas borykał się
z takimi wątpliwościami.
Droga na szczyt
Zespół
Linia zejścia
2
TATERNIK 4•2008
3
TATERNIK 4•2008
Góry wysokie
Góry wysokie
Po kilku dniach, pełni wigoru podeszliśmy
na lekko pod ścianę, mieliśmy przy sobie tylko
śpiwory i namiot, bo resztę rzeczy już tam zdepo-
nowaliśmy. O szóstej rano zaczęliśmy wspinaczkę.
Prowadziłem pierwszy blok wyciągów, najpierw
dość trudny wyciąg lodowy za ok. WI4+ na pełne
55 m. Kolejny wyciąg trochę nas zatrzymał – z da-
leka wyglądał na łatwy lód, jednak przy pierwszej
próbie ominięcia go terenem skalnym, kruchym
i pozbawionym asekuracji, zrezygnowaliśmy z tej
możliwości. Po drugiej próbie bez wcześniejszego
odpadnięcia lód puścił i według nas mógł mieć
trudności ok. WI5+. Był pionowy, odparzony i tro-
chę poprzerywany, było trochę asekuracji ze skały.
Po tych dwóch wyciągach lodowych o łącznej dłu-
gości ok. 100 m zaczął się główny kuluar, który
miał długość ok. 300 m, w jego połowie był 50-me-
trowy próg lodowy, który już poprowadził Przemek,
wyceniając go na ok. WI5. Następnie były jeszcze
dwie długości liny łatwego, nieasekurowalnego te-
renu, które przeszliśmy z lotną. Byliśmy już prawie
pod monolitem, skąd nieco w lewo do góry piął
słońce. Nastąpiła szybka zmiana na prowadzeniu
i Przemek pociągnął kolejne wyciągi. Wspinanie
na samym filarze było różne – od samego śniegu
do suchej skały, trudności do ok. V.
Kolejny wyciąg był ryzykownym trawersem
idącym skośnie do góry po stromych śniegach.
Cukier – śnieg osypywał się, a pod nim była czy-
sta sucha skała. Takie wyciągi kosztowały nas
najwięcej wysiłku, po nich jednak napotkaliśmy
najtrudniejszy odcinek. Przejąłem prowadzenie.
Była to lekko pochylona płyta z dobrą, o dziwo,
asekuracją, lecz trudnymi ruchami. Czasem ostrza
dziabek były osadzone bardzo płytko i niepew-
nie, poza tym niekiedy trzeba było czyścić skałę
ze śniegu. Wyciąg kończył się prawie pionowym
kuluarkiem, również trudnym. Pierwszą część
wyciągu wyceniliśmy na M7, drugą na M6. Cały
miał około 50 m. Następny również sprawił nam
trudności – był to kruchy pionowy komin z wyj-
ściem w świeży, nieprzyjemny śnieg. Trzeba było
bardzo uważać, by nie spaść, bo asekuracja była
Buldering w dniu restu
iluzoryczna. W ten sposób wyszliśmy znów na filar
i znaleźliśmy dość dobre siedzące miejsce na trzeci
biwak. Rano poczekaliśmy na słońce, które nas
znakomicie ogrzało. Do końca wspinania – jak się
później okazało – mieliśmy jeszcze dwa pełne wy-
ciągi. Na przedostatnim Przemek zrzucił, podczas
Biwak w ścianie
Przemek Wójcik na prowadzeniu WI5
się kuluar mikstowo-lodowy. Był długi na kilka
wyciągów, najtrudniejsze z nich sięgały stopnia
M6 i WI5. Obserwując ten fragment ściany z dołu,
spodziewaliśmy się większych trudności, ale oka-
zało się, że w miarę puszczało, choć nie było nam
łatwo. Po przejściu kuluaru wyszliśmy na stro-
me pola śnieżne i już po zmierzchu szukaliśmy
dogodnego miejsca do spania. Znaleźliśmy małą
platforemkę śnieżną, która po podkopaniu dawała
trzy miejsca siedzące. Byliśmy bardzo zmęczeni,
bo tego dnia zrobiliśmy ok. 500 m ściany. Następ-
nego dnia wspinaczkę zaczęliśmy dość późno, Mi-
chał poprowadził teren śnieżno – skalny, ale sypki
śnieg skutecznie wszystko utrudniał – szukanie
rys do asekuracji oraz samo wspinanie. Tego dnia
był jeden trudny wyciąg, Przemek poprowadził
kominek, który wyceniliśmy na M6 z bardzo słabą
asekuracją. Po nim był jeszcze łatwy wyciąg i za-
łożyliśmy kolejny biwak na platforemce, na której
już nawet można było się położyć. Poszliśmy szybko
spać i dzień następny rozpoczęliśmy od wspinania
łatwym mikstem. Michał zrobił trzy wyciągi i wy-
szedł na ewidentny filar, który był oświetlony przez
Grań szczytowa
4
TATERNIK 4•2008
5
TATERNIK 4•2008
Góry wysokie
Góry wysokie
szliśmy na szczyt. Po pół godzinie szczytowania
zaczęliśmy schodzić najpierw śnieżnym stokiem,
a później wykonaliśmy szereg zjazdów wschodnim
kuluarem. Zaliczyliśmy schodzenie stromymi piar-
gami już o zmroku i gdy już byliśmy w bezpiecznym
terenie, zatrzymaliśmy się na biwak. Następnego
dnia w południe byliśmy w Machermo.
Mieliśmy jeszcze jakiś plan na wspinanie, ale tak
nam przemroziło palce, że fizycznie nie było takiej
możliwości. Jesteśmy bardzo zadowoleni z naszej
drogi, dobrze nam się wspinało w trójkę i liczymy,
że jeszcze gdzieś się kiedyś razem wybierzemy.
Do zlokalizowania się w ścianie mieliśmy tylko
aparat ze zrobionym wcześniej zdjęciem ściany.
Wspinając się, nie szukaliśmy na siłę trudności,
wręcz odwrotnie – szliśmy jak najłatwiej. Jak się
okazało, było zupełnie inaczej niż na pierwszy rzut
oka – to, co wydawało się, że będzie łatwe – było
trudne i odwrotnie.
Rejon jest bogaty w szczyty, na których moż-
na otwierać nowe drogi. Dodatkową sprawą,
która może zachęcić Was do wypadu do Nepalu
jest stabilna pogoda, znacznie lepsza niż w Alpach.
A prosta organizacja wyprawy sprawia, że rejon
ten w dzisiejszych czasach stanowi doskonałą al-
ternatywę dla wyjazdów do np. wciąż deszczowego
Chamonix.
Cały zespół bardzo dziękuje sponsorom, bez któ-
rych moglibyśmy tylko czytać o wspinaniu:
Polskiemu Związkowi Alpinizmu,
Subaru Import Polska,
Directalpine,
Regamet,
Freerajdy
Pamir
Robert Róg
Przemek w ścianie
Wyprawa w Pamir Tadżycki odbyła się w lipcu
i sierpniu 2008 roku. Było to pierwsze wejście
w sezonie na Pik Korżeniewskiej – Irek Waluga,
wejście w stylu alpejskim – Robert Róg i Marek
Liwski. Marcin Kaczkan zdobył jako trzeci z Pola-
ków tytuł „Śnieżnego Barsa”, a Irkowi i Maćkowi
Stańczakowi brakuje tylko jednego szczytu do tego
tytułu. Oli Dzik, która jako jedyna kobieta na wy-
prawie objęła funkcje nieformalnego kierownika,
zostały do zdobycia dwa wierzchołki. W wyprawie
brali udział również Dawid Stec i Szymon Wawrzu-
ta z Grupy Beskidzkiej GOPR. Wszyscy uczestnicy
weszli na oba szczyty (oprócz Oli, bo na Korżeniew-
skiej była rok wcześniej i Marka, który ze wzglę-
du na wcześniejszy wyjazd nie mógł uczestniczyć
w akcji na Somoni).
Wyrzucam plecak
ze śmigłowca i roz-
glądam się ciekawie
wokół. Poznaję nasz
namiot – Mareczek
nie próżnował, przy-
leciał z Dżirgitalu rap-
tem godzinę przede
mną, a żółte Khumbu
już stoi na równej plat-
formie. Zanim tam się znajdę, szybki bieg do małej
trójkątnej budowli. Podwójny sukces – zdążyłem
i papier jest na miejscu. Efekty bliskich kontaktów
z lokalną florą bakteryjną będą nam towarzyszyć
do końca wyprawy...
Kazachstan, Kirgizja, Tadżykistan – coraz dalej
na południe, a właściwie to na wschód, zagłę-
bianie się co kilka lat w kulturę i zwyczaje Azji.
Pełen spokój i zdziwienie – moje, na widok ich luzu
oraz ich, gdy widzą naszą nerwowość. A jak tu się
nie denerwować, gdy czeka się w upalnym Du-
szanbe, a potem w szarym i zaniedbanym Dżirgi
na dawno obiecany lot – śmigłowiec do bazy na lo-
próby zaklinowania dziaby, spory głaz, który leciał
prosto na nas, jednak na szczęście odbił się i prze-
leciał kilka metrów przed nami. Ostatni wyciąg też
był ciekawy. Był to bardzo kruchy komin, który
latem miałby może V, ale takie, że każdy chwyt
się wyciąga i wkłada z powrotem dla partnera po-
niżej. Kiedy skończyła się skała, zaczął się firn,
który wyprowadził nas na grań szczytową. Z tego
miejsca już na lekko (tylko z jedną dziabką) we-
Pik Korżeniewskiej 7104 m
Pik Somoni (Kommunizma) 7495 m
„Dwie góry patrzą na siebie,
ale nigdy się nie spotkają...”
pasterz tadżycki
Zdjęcia: Andrzej Sokołowski
Aklimatyzacja pod ścianą
Michał i Przemek na szczycie
Zachód słońca nad bazą – po lewej żebro Borodkina na Piku Somoni (fot. Robert Róg)
6
TATERNIK 4•2008
7
TATERNIK 4•2008
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl