Tajne orędzie fatimskie, Magia, Do poczytania

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Świat nie jest absurdalny. Nie jest tak, że umysł nie potrafi go zrozumieć. Przeciwnie:
może umysł ludzki już zrozumiał świat, ale jeszcze o tym nie wie...
L. Pauwels i J. Bergier,
Aufbruch ins dritte Jahrtausend
Dzieje rodzaju ludzkiego są ciągłą walką pomiędzy ciemnością a światłem. Dlatego
kłótnie o korzyści poznania nie mają sensu: człowiek chce poznawać. Jeśli przestanie,
nie będzie już człowiekiem.
Fridtjof Nansen
Fatima nie powiedziała światu swego ostatniego słowa Od pierwszego dnia rozwija
się religijna żarliwość; cud staje się większy, tajemnica objawia...
Kardynał Cerejeira
Cuda nie zdarzają się w sprzeczności z naturą, lecz w sprzeczności z tym, co nam
jest w naturze znane.
Św. Augustyn
Kto wie, co drzemie za kulisami dziejów?
Fryderyk Schiller,
Don Carlos
Przedmowa
W czerwcu 1985 roku byłem w Fatimie. W miesiącach letnich zajmowałem się
sprawami zawodowymi w Hiszpanii, rękopis niniejszej książki był już w zasadzie
ukończony, ja zaś odczułem wewnętrzną potrzebę pojechania do Portugalii, zobaczenia
tego kraju, tej miejscowości i stanięcia choć raz dokładnie w miejscu, gdzie prawie
siedemdziesiąt lat temu wszystko się wydarzyło.
Co stało się w 1917 roku w Fatimie? Chodzi mi o to, co stało się
naprawdę
? Zgodnie z
wersją tradycyjną, oficjalnie uznaną i reprezentowaną przez Kościół katolicki, w Fatimie
objawiła się Matka Boska, tak jak wcześniej objawiała się w Lourdes i w wielu innych
miejscach Ziemi. Krytycy, którzy z reguły tylko bardzo powierzchownie zajmowali się
niezwykle skomplikowaną i wielowarstwową tematyką objawień maryjnych (lub
przynajmniej twierdzą, że się nią zajmowali), tłumaczą je halucynacjami, zbiorową
psychozą oraz jakimiś duchowo-umysłowymi procesami w ludzkim mózgu, nie odnosząc
ich jednak do zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości. Zasadniczo nie podzielam tych
opinii. Jak to często bywa, także i tu niezbędna jest wielostronna obserwacja i analiza.
Być może, niektóre przypadki (jak z Carabandal) da się wyjaśnić w ten sposób, wiele
jednak ma zdecydowanie inną wymowę.
1
Jeżeli jednak objawienia maryjne są rzeczywistymi i nie urojonymi wytworami fantazji
dzieci w okresie dojrzewania lub jeszcze młodszych, to jaka tajemnica kryje się za tym?
Czy jest to
rzeczywiście
Maria, matka Jezusa, która od stuleci „objawia się" na całym
świecie, głosi na ogół mało konkretne przepowiednie o końcu świata i znika? Już przed
stuleciami takie zjawisko ostrzegało przed rychłym końcem świata – „kielich wkrótce się
przepełni", a przed 25 laty oznajmiło – „kielich się przepełnił", ale jak dotąd koniec świata
nie nastąpił. Dlaczego w większości przypadków Maria kieruje swoje orędzie do mało
wykształconych dzieci, które rzadko są w stanie zrozumieć, co dzieje się wokół nich i z
nimi? Dlaczego porozumiewanie się „widzących" ze zjawiskiem jest często tak
nieefektywne, że dla wyjaśnienia im sensu i treści posłania konieczna jest większa liczba
objawień. Czy nie byłoby rozsądniej przekazać je rządzącym tym światem, zamiast
wybierać drogę okrężną?
W dyskusjach o objawieniach często wysuwa się argument, który na pierwszy rzut oka
wydaje się logiczny: jakie jest „naturalne" wyjaśnienie dla licznych cudownych uzdrowień
w Lourdes czy Fatimie, jeżeli Matka Boska tam się
nie
objawiła? Jak sądzę, należy sobie
wyjaśnić, że w istocie mamy tu do czynienia z dwiema zupełnie różnymi sprawami. Z
jednej strony jest to pojawianie się postaci kobiecej, której zamiarem z reguły jest
przekazanie określonego posłania (chyba że postać jest niema). Uleczenie chorych
nigdy nie jest jej zasadniczym celem. Przeciwnie, nie ma ani jednego znanego
przypadku, aby zjawa – na przykład – pochyliła się nad chorym i go leczyła.
Cudowne uleczenia to zupełnie inna sprawa. Zdarzają się spontanicznie podczas
samych objawień (ale tylko podczas ich serii) lub po objawieniach, tzn. w bezpośrednim
sąsiedztwie miejsca objawienia. Nie ma jednak żadnego dowodu, ba, nawet
poważniejszej poszlaki, że istnieje związek przyczynowy między nimi a postacią Marii.
Nie wiemy, jak właściwie dochodzi do tak zwanego cudownego uleczenia. Mocna
postawa oczekiwania i intensywna nadzieja na cud spowodowały z pewnością większość
uzdrowień. W psychologii fenomen ten znany jest jako
self-fullfilling prophecy
(samospełniająca się przepowiednia). Inne uzdrowienia mogą być też wywołane przez
nie zbadane dotąd zjawiska, które może wytłumaczyć parapsychologia. Może istnieje
coś takiego jak „pole mentalne", wywoływane przez ogół wiernych w miejscu pielgrzymki
tym, że są oni przekonani o cudach w danym miejscu. Być może takie pola powodujące
uzdrowienia istnieją.
W sprawie cudownych uzdrowień jedno nie powinno nas zmylić. Wszystkie
wykazywane na odpowiednich listach uzdrowienia dotyczą takich chorób, jak: gruźlica,
ślepota, zapalenie opon mózgowych, zapalenie opłucnej, paraliż itd. Nie było ani jednego
przypadku odrośnięcia amputowanej nogi czy też odzyskania mowy i słuchu przez
głuchoniemego od urodzenia. Skąd ta selekcja? Gdyby rzeczywiście chodziło o „cuda" w
klasycznym rozumieniu, podobny wybór nie byłby zrozumiały. A więc cuda zdarzają się
tylko w określonych, wyznaczonych ramach, tzn. w chorobach, których uleczenie może
być wytłumaczone wspomnianymi przyczynami: wiarą i oczekiwaniem. Weźmy do ręki
Nowy Testament i przeczytajmy z Ewangelii św. Marka. Jezus nie mówi tam „pomogłem
ci" lub „Bóg cię uzdrowił", ale: „Córko,
wiara
twoja uzdrowiła cię" (Mar. 5, 34) i „Idź,
wiara
2
twoja
uzdrowiła cię" (Mar. 10, 52). Najdobitniej podkreśla Jezus moc wiary w Ewangelii
św. Mateusza: „Wtedy przystąpili uczniowie do Jezusa na osobności i powiedzieli:
Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić? A On im mówi: Dla niedowiarstwa waszego. Bo
zaprawdę powiadam wam, gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, to
powiedzielibyście tej górze: Przenieś się stąd tam, a przeniesie się, i nic niemożliwego
dla was nie będzie. Ale ten rodzaj nie wychodzi inaczej, jak tylko przez
modlitwę i post"
(Mat. 17, 19-21).
W zasadzie jest to właśnie zjawisko, o którym wcześniej pisałem. Cudowne uleczenia
nie
są powodowane działaniem Boga, Jezusa czy Marii, ale tylko i wyłącznie wiarą w te
działania. Spostrzeżenie to uważam za bardzo ważne i godne podkreślenia, bo pomoże
nam w obiektywnej ocenie i w lepszym zrozumieniu wydarzeń zachodzących przed i po
objawieniu maryjnym.
Jeżeli więc to
nie
Maria objawiła się w Fatimie, Lourdes i w innych miejscach, to w
takim razie kto lub co? W książce tej spróbowałem przedstawić całkowicie nową
odpowiedź na to pytanie, w tak szczegółowej i obszernej formie. O ile wiem, istnieją
nieliczne krótkie artykuły i wzmianki we francuskich i angielskich publikacjach (np. B.
Vallée
The Invisible College),
zajmujących się jednak tym tematem tylko na marginesie.
Przyznaję, że proponowane przeze mnie wyjaśnienia problemu nie tłumaczą wszystkich
fenomenów i nie odpowiadają na wszystkie pytania. Ale wierzę, że jeśli pójdziemy tym
tropem, to otrzymamy niezwykły instrument, który pewnego dnia może okazać się
pomocny w poznaniu pełnej prawdy. I właśnie to wydaje mi się potrzebniejsze dzisiaj niż
kiedykolwiek.
Johannes Fiebag
Wurzburg, czerwiec 1986
Wstęp
„Kto chce się rozwijać, musi wpierw nauczyć się wątpić, gdyż wątpliwość ducha
prowadzi do odkrycia prawdy."
Arystoteles
Znane są najróżniejsze przepowiednie końca świata. Od biblijnego Objawienia św.
Jana, przez Nostradamusa, aż do licznych proroctw religijnych, pseudoreligijnych lub
wypowiedzi spekulujących na sensacjach proroków, wizjonerów i szarlatanów,
przedstawiających różne domniemane czy urojone apokalipsy. Dziś dochodzą do tego
naukowo upiększone czy umotywowane politycznie histerie czasu zagłady, widzące
Czarnego Piotrusia odpowiedzialnego za całe zło w technice, wmawiające pozostałej
części ludzkości nieuchronność globalnej śmierci i nie widzące alternatywy ani dla
straszliwego szybkiego końca, ani dla strachu bez końca.
3
W historii ludzkości przepowiadano już wiele końców świata. Po raz pierwszy,
przynajmniej w europejskim kręgu kulturowym, miała to być noc sylwestrowa 999-1000.
Ledwie możemy dziś zrozumieć, co się wtedy stało. A może po prostu powstał ruch „No-
Future". Od wielu lat panował głód i bezrobocie, w ciężkie zimy brakowało drewna na
opał, a najpotrzebniejsze produkty spożywcze wciąż drożały. Ale nikomu nie chciało się
nawet kiwnąć palcem, bo i po co? Czyż w Biblii nie napisano wyraźnie o walce Michała
Archanioła z szatanem: „I pochwycił smoka, węża starodawnego, którym jest diabel i
szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani i zamknął ją, i położył nad nim
pieczęć, aby już nie zwodził narodów, aż się dopełni owych tysiąc lat. Potem musi być
wypuszczony na krótki czas" (Obj. 20, 2-3). To miało nastąpić. Nikomu chyba poważnie
nie przeszkadzało, że Jezus sam powiedział: „Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie: ani
aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec" (Mar. 13, 32). Kolumny umartwiających się
pokutników rozbiegły się po Europie, szerząc smutek i przygnębienie (obok dżumy i
cholery). Nieliczni, którzy nie dali się zwariować agonią, obejmującą cały świat zachodni,
i starali się zachować rozsądek, nie byli z pewnością dość silni czy zdolni do walki z tymi
bredniami. Pozostało im jedno: przeczekać.
I nadszedł rok 1000 i
nic
się nie zdarzyło! Rankiem 1 stycznia 1000 roku słońce jak
zawsze wzeszło na wschodzie, nie otworzyły się bramy piekieł, nie zagrzmiały z nieba
apokaliptyczne trąby i nie zostali wskrzeszeni umarli. Życie toczyło się dalej, tak jak
dotychczas.
Wciąż powtarzały się podobne, nie tak jednak radykalne zapowiedzi zagłady świata.
Nie jest od nich wolne i nasze stulecie. Ponowne pojawienie się na niebie komety
Halleya w 1910 roku przeraziło pół świata. A kiedy dwaj brytyjscy badacze zapowiedzieli
na 1982 rok tzw. „efekt Jowisza", rzadką w Układzie Słonecznym konstelację, gdy
większość planet ustawi się jakby w szeregu, to nawet nasi „oświeceni" współcześni
uwierzyli w zbliżające się trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, przesunięcia biegunów i
wielkie katastrofy klimatyczne.
Następną „podejrzaną" datą był rok 1988, kolejną – jakże inaczej – będzie przełom
stulecia. Jednak i po 1 stycznia 2000 roku słońce będzie dalej wschodzić, nie zobaczymy
apokaliptycznych jeźdźców wymachujących trąbami, a groby się nie otworzą.
Mimo przeciwnych twierdzeń określonych kręgów uważam, że zarówno globalna
katastrofa środowiska, jak i trzecia wojna światowa są nieprawdopodobne. Oczywiście,
nie możemy tych niebezpieczeństw bagatelizować czy ignorować, ale historia pokazała,
że w ciągu dziejów człowiek stale potwierdzał swoją umiejętność rozpoznawania
kryzysów, stawiania czoła niebezpieczeństwom i pokonywania przeszkód.
Jeśli jednak zechcemy widzieć wszystko w czarnych barwach, to wcześniej czy
później staniemy się ofiarą własnego pesymizmu: po co się męczyć, jeśli za kilka lat i tak
będzie po wszystkim? Jest to dokładnie takie samo zachowanie, jak zachowanie
wyśmiewanych przez nas ludzi z 999 roku. Tylko, że leżenie z założonymi rękami
miałoby w dzisiejszych czasach bardziej katastrofalne następstwa niż przed tysiącem lat.
4
Ale co mamy myśleć o tych wszystkich proroctwach sprzed wielu, wielu lat,
zapowiadających koniec świata? Jak to jest właściwie z przepowiednią przekazaną przed
siedemdziesięciu laty trójce dzieci w Portugalii przez postać, która „jednak musiała to
wiedzieć", przez Matkę Boską?
Od początku lat sześćdziesiątych znana jest, choć tylko we fragmentach, wersja
słynnej „trzeciej części orędzia", którą przekazano dzieciom z Fatimy w 1917 roku
(wrócimy jeszcze do okoliczności tego posłania i jego zwiastowania). W proroctwie tym,
przez wielu uważanym za autentyczne, powiedziano dosłownie:
„Na całą ludzkość przyjdzie wielka kara, jeszcze nie dziś i nie jutro, ale w drugiej
połowie dwudziestego wieku... Nigdzie nie ma porządku. Nawet na najwyższych
szczeblach władzy panuje szatan i decyduje o wszystkim. Zdoła wniknąć nawet na
najwyższe urzędy kościelne. Będzie umiał opętać umysły wielkich naukowców, którzy
wynajdą broń zdolną w kilka minut zniszczyć połowę ludzkości! Opanuje przywódców
narodów, a oni zlecą jej produkcję na wielką skalę. Jeśli ludzkość temu się nie sprzeciwi,
nie będę mogła powstrzymać ręki sprawiedliwości mego Syna, Jezusa Chrystusa.
Spójrzcie, Bóg ukarze wtedy ludzi surowiej i dotkliwiej, niż ukarał ich kiedyś potopem. Ale
także dla Kościoła nadejdzie czas najcięższej próby. Kościół pogrąży się w mroku, a
świat wielce się przerazi, wielka wojna rozpęta się w drugiej połowie dwudziestego
wieku. Ogień i dym spadną wówczas z nieba, woda z oceanów wyparuje, piana z sykiem
uderzy w niebo i przewróci się wszystko, co stoi. Miliony, wiele milionów ludzi zginie z
godziny na godzinę, a ci, którzy przeżyją, będą zazdrościć umarłym. Wszędzie, gdzie
spojrzeć, będą cierpienia, nędza na całej ziemi i zagłada we wszystkich krajach.
Spójrzcie, ten czas jest coraz bliżej, nieszczęście staje się coraz większe, nie ma
żadnego ratunku, dobrzy umrą razem ze złymi, wielcy z małymi, książęta Kościoła z
wiernymi, władcy tego świata ze swymi ludami, wszędzie zapanuje śmierć, przez
błądzących ludzi wychwalana jako triumf i przez pachołków szatana, który będzie
jedynym władcą na ziemi. Będzie to czas, którego nie oczekuje żaden król i cesarz,
żaden kardynał i biskup. Nadejdzie jednak zgodnie z wolą Boga Ojca, by ukarać tych,
którzy muszą zostać ukarani. Ale później ci, którzy wszystko przetrwają i pozostaną przy
życiu, wezwą Boga i jego wspaniałość, i znowu będą służyć Bogu jak kiedyś, gdy świat
nie był jeszcze tak zepsuty. Wzywam wszystkich prawdziwych następców mego Syna,
Jezusa Chrystusa, wszystkich prawdziwych chrześcijan i apostołów ostatniego czasu!
Zbliża się czas i koniec, jeżeli ludzie się nie nawrócą i to nawrócenie nie nadejdzie z góry
od rządzących światem i rządzących Kościołem. Lecz biada, biada, jeśli to nawrócenie
nie nastąpi i wszystko pozostanie tak, jak jest, stanie się wtedy jeszcze o wiele gorzej!
Idź, moje dziecko, i ogłoś to! Będę stać u twego boku służąc ci pomocą".
Na pierwszy rzut oka brzmi to dość zagadkowo i strasznie. Jeśli te słowa istotnie
pochodzą od jakiejś „boskiej instancji", mielibyśmy wiele powodów do strachu, gdyż
oskarżane przez tę postać stosunki na ziemi od tej pory niewiele się poprawiły, lecz
raczej przeciwnie: pogorszyły. Innymi słowy, katastrofy, ostateczna apokalipsa i Sąd
Ostateczny zdarzałyby się zapewne co dzień wokół nas i należałoby się tylko dziwić, że
nie zdarzyły się już dawno.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cs-sysunia.htw.pl